Franklin Kamala
imiona Kamala Iley
nazwisko Franklin
data urodzenia 03.05.1999
miejsce urodzenia Bombaj, Indie
orientacja seksualna panseksualna
miejsce pracy farmerka
stanowisko pracy na swojej farmie
narracja trzecia OSOBA / CZAS przeszły
wizerunek Malbora, Aslihan
Pierwsze siedem lat spędziła w Indiach. Pięknych, kolorowych Indiach, razem z rodzicami, pracującymi nad międzynarodowym projektem. Mieszkali w Bombaju trzy lata, zanim ich pierwsza córka nie przyszła na świat. A kiedy to się stało, zakochali się w niej po uszy. Kamala zawsze była spokojnym i grzecznym dzieckiem, trochę nieśmiałym, ale za to bardzo pomocnym. Raz, omal nie zgubiła się na festiwalu tylko dlatego, że podniosła z ziemi upuszczoną przez obcą kobietę apaszkę i pobiegła za nią, żeby oddać jej zgubę. Nigdy nie miała też problemu z nawiązywaniem relacji z dzieciakami dookoła, ciesząc się dzieciństwem aż... jej rodzice nie zginęli w strasznym wypadku. Nie miała krewnych ani w Indiach, ani w Ameryce, z której jej rodzice pochodzili, więc początkowo nikt nie wiedział za bardzo co ma z nią zrobić. Kami do dziś nie wie jak to się stało i czy aby na pewno było legalne to, że przyjaciółka jej rodziców przyjechała po nią do Bombaju, wsiadła z nią do samolotu po pogrzebie i zabrała ją do Stanów Zjednoczonych. I w ten sposób zamieszkała z Franklinami, dalej nie rozumiejąc jak to się stało, że jej rodzice nie żyją i że jakim cudem do niej nie wrócą.
U Franklinów poznała życie na farmie i życie w wielkiej rodzinie. Za swoją misję przyjęli adoptowanie jak największej liczby dzieciaków, tak żeby ich dom był zawsze pełen ludzi. Przez pierwsze lata Kamala była bardzo cicha i wycofana, przytłoczona przez taką ilość osób wokół niej i przez nowe otoczenie. To już nie były gorące Indie, to był zupełnie nowy świat, z zupełnie inną kulturą, mentalnością i innymi dzieciakami w szkole. Trochę jej na początku dokuczano, zwłaszcza z powodów jej włosów, które państwo Franklin nauczyło się czesać i odpowiednio traktować dopiero po kilku latach. Ale już od początku dała radę nawiązać jakieś pierwsze przyjaźnie. Zawsze była bardzo towarzyska, otwarta na ludzi i pomocna. Pożyczała swoje kredki i ołówki, pomagała w zadaniach domowych, nawet jeśli sama nie zawsze uczyła się na same piątki. I zawsze chętnie uczestniczyła w różnych szkolnych projektach. Co prawda nie odgrywała żadnych ambitnych i ważnych roli, ale jej adopcyjna rodzina zawsze pomagała jej odczuć, że jest najbardziej przekonującą, szumiącą wierzbą w okolicy!
Pierwsze miłostki zawsze przychodzą niespodziewanie. W przypadku Kamali miało to miejsce w pierwszej klasie liceum, kiedy została potrącona na pasach przed szkołą. Wypadek, czysty przypadek, spowodowany przez matkę Jonasa, pierwszego chłopaka, w którym się zakochała. Nigdy nie interesowało ją to, że jeździł na wózku i nie mógł chodzić i że jego mama przez pierwszy rok ich związku zawsze płakała, kiedy ją widziała, przypominając sobie tamten wypadek. Spędzili ze sobą bardzo miłe chwile. Nic jednak nie może trwać wiecznie, jego tata dostał lepszą pracę na drugim końcu Stanów i musieli się wyprowadzić. Co prawda proponował Kami, żeby po skończonej szkole do niego przyjechała, ale wtedy zrozumiała, że to było tylko zauroczenie i że chce zostać tutaj, w Hope Valley. To było dla niej bardzo ważne odkrycie, bo do tej pory nie miała zielonego pojęcia kim chce zostać, kiedy już dorośnie. Nigdy nie miała wielkich ambicji zostania gwiazdą rocka, lekarką czy prawniczką. Nie planowała swojej przyszłości krok po kroku, nie widziała oczami wyobraźni swojej wielkiej kariery. Chyba po prostu wolała proste życie.
Na famie, na której teraz mieszka, zaczęła pracować po skończonym liceum. Mieszkała tam starsza pani i jej wnuk, jej pierwsza, prawdziwa i wielka miłość w jednym. Złapali świetny kontakt już w pierwszej sekundzie, kiedy ich oczy się spotkały i każdy kolejny dzień z nim był dla niej wspaniały. Wstawali bardzo wcześnie, pili kawę i jedli śniadanie, patrząc na wschody słońca. A potem brali się do pracy, której na farmie jest bardzo dużo. Karmili zwierzęta, rozmawiali z kurami, potem jechali na targ. A potem z niego wracali, zajmowali się obejściem i przychodził czas na spanie. Osobno, w swoich pokojach, bo pod tym względem Kami była trochę staromodna. A może to po prostu była wina jego babki, która wciąż mieszkała z nimi na farmie. Żadna sielanka nie może jednak trwać wiecznie. Pół roku temu Frederick się po prostu przewrócił. Szedł i... upadł. Nie reagował na wołanie, nie reagował na potrząsanie, nie reagował na nic, wyginając się w dziwny sposób. Zadzwonili po karetkę, ale było już za późno. Dopiero sekcja zwłok ujawniła przyczynę, tętniak mózgu. I tak Kami została sama, z wielką farmą, ogromem zwierzaków i... kompletną pustką w głowie co dalej. Schowała się w medytacji, w jodze, starając się żyć dzień po dniu, z uśmiechem na ustach, który nie zawsze jest w stu procentach szczery.
- jest farnerką i uwielbia swoje uprawy, roślinki i zwierzątka
- poza uprawami i hodowlą, prowadzi też azyl dla zwierząt. Trafiają do niej stare, schorowane konie, czasem jakaś świnka
-emeryt albo krówka. Ma też sporo kocich wychowanków, ale one oficjalnie są pod opieką stowarzyszenia pomagającego zwierzakom
- jej farma to właściwie farma rodziny jej zmarłego chłopaka, ale nikt nie chce się nią zajmować. Nawet jego babka, która na niej z nimi mieszkała jest teraz w domu spokojnej starości, ogrywając wszystkich seniorów w bingo. Kami jeździ do niej raz w tygodniu pogadać i pograć razem z nią
- wciąż wyznaje hindi, a najbliższy jej sercu jest na pewno bóg Ganeśa. I tak, wierzy w karmę, czy reinkarnację
- kultura indyjska jest jej bardzo bliska, potrafi znakomicie tańczyć taniec brzucha i często obchodzi różne tamtejsze święta
- Azja pojawia się także w jej kuchni. Kamala uwielbia gotować i bardzo lubi korzystać z każdej okazji, żeby nie iść na skróty. Często robi własne masło, czy budyń, od zera
- robi też bardzo dużo słoików, a w nich dżemy, kiszonki, kompoty i inne smaczne rzeczy!
- uwielbia makijaż i ubrania, ma sporą kolekcję swoich ciuchów, ale preferuje polowania na rzeczy vintage. Z kosmetykami ma już trochę surowsze podejście
- kocha kosmetyki naturalne i ma ich pełno w swojej szafce. Zwraca uwagę na składy kosmetyków
- potrafi haftować, wyszywać i robić na drutach
- nigdy nie była papierosowym nałogowcem, ale zdarzyło jej sie spróbować marihuany. Pieczonej, bo takiej w joincie trochę się bała
- jest generalnie cykorem. Boi się ciemności, boi się burzy, boi się klaunów i ciasnych pomieszczeń
- ale za to nie boi się węży, ani pająków, uwielbia wszystkie stworzenia
- bardzo lubi robić zdjęcia i do nich pozować. Uważa robienie zdjęć za trochę zapomnianą sztukę, takich na imprezach rodzinnych czy na wspólnym spędzaniu czasu (chodzi o zdjęcia analogowe i cyfrowe ale wywoływane, ok), dlatego zawsze staje się naczelnym fotografem, a jak ma wolne, to wywołuje i wkłada zdjęcia do albumów
- w domu ma sporo planszówek, prędzej zaprosi cię na jengę niż oglądanie jakiegoś filmu
- bardzo lubi mecze, śledzi zwłaszcza kosza i hokeja
- kocha grube, ciepłe swetry. Po domu może chodzić tylko w nich. I na boso
- zawsze uwielbiała jeździć na łyżwach. Zimą stara się znaleźć kilka wieczorów na lodowisko- regularnie ćwiczy jogę i taniec brzucha
- jest fatalna w robieniu ludziom prezentów. Jak na święta dostaniesz od niej wiertarkę albo za mały sweter, uśmiechnij się i pokiwaj głową. Starała się, naprawdę!
- wątpi, że jest jakikolwiek serial, który widziała w całości, od początku do końca
- w swoim mieszkaniu ma wielką kolekcję winyli, które odtwarza na gramofonie. Uwielbia te dźwięki
- lubi chodzić do kina, ale o wiele bardziej do teatru i Opery. Za to nigdy jeszcze nie była na balecie
- panicznie boi się burzy i jest jej z tego powodu bardzo smutno, bo pioruny są takie piękne przecież
- jest taka mała, a potrafi zjeść sama pizzę XXL. W ogóle, bardzo dużo je
- od śmierci rodziców nie była w Indiach, chociaż tęskni za tamtym światem i ludźmi...
U Franklinów poznała życie na farmie i życie w wielkiej rodzinie. Za swoją misję przyjęli adoptowanie jak największej liczby dzieciaków, tak żeby ich dom był zawsze pełen ludzi. Przez pierwsze lata Kamala była bardzo cicha i wycofana, przytłoczona przez taką ilość osób wokół niej i przez nowe otoczenie. To już nie były gorące Indie, to był zupełnie nowy świat, z zupełnie inną kulturą, mentalnością i innymi dzieciakami w szkole. Trochę jej na początku dokuczano, zwłaszcza z powodów jej włosów, które państwo Franklin nauczyło się czesać i odpowiednio traktować dopiero po kilku latach. Ale już od początku dała radę nawiązać jakieś pierwsze przyjaźnie. Zawsze była bardzo towarzyska, otwarta na ludzi i pomocna. Pożyczała swoje kredki i ołówki, pomagała w zadaniach domowych, nawet jeśli sama nie zawsze uczyła się na same piątki. I zawsze chętnie uczestniczyła w różnych szkolnych projektach. Co prawda nie odgrywała żadnych ambitnych i ważnych roli, ale jej adopcyjna rodzina zawsze pomagała jej odczuć, że jest najbardziej przekonującą, szumiącą wierzbą w okolicy!
Pierwsze miłostki zawsze przychodzą niespodziewanie. W przypadku Kamali miało to miejsce w pierwszej klasie liceum, kiedy została potrącona na pasach przed szkołą. Wypadek, czysty przypadek, spowodowany przez matkę Jonasa, pierwszego chłopaka, w którym się zakochała. Nigdy nie interesowało ją to, że jeździł na wózku i nie mógł chodzić i że jego mama przez pierwszy rok ich związku zawsze płakała, kiedy ją widziała, przypominając sobie tamten wypadek. Spędzili ze sobą bardzo miłe chwile. Nic jednak nie może trwać wiecznie, jego tata dostał lepszą pracę na drugim końcu Stanów i musieli się wyprowadzić. Co prawda proponował Kami, żeby po skończonej szkole do niego przyjechała, ale wtedy zrozumiała, że to było tylko zauroczenie i że chce zostać tutaj, w Hope Valley. To było dla niej bardzo ważne odkrycie, bo do tej pory nie miała zielonego pojęcia kim chce zostać, kiedy już dorośnie. Nigdy nie miała wielkich ambicji zostania gwiazdą rocka, lekarką czy prawniczką. Nie planowała swojej przyszłości krok po kroku, nie widziała oczami wyobraźni swojej wielkiej kariery. Chyba po prostu wolała proste życie.
Na famie, na której teraz mieszka, zaczęła pracować po skończonym liceum. Mieszkała tam starsza pani i jej wnuk, jej pierwsza, prawdziwa i wielka miłość w jednym. Złapali świetny kontakt już w pierwszej sekundzie, kiedy ich oczy się spotkały i każdy kolejny dzień z nim był dla niej wspaniały. Wstawali bardzo wcześnie, pili kawę i jedli śniadanie, patrząc na wschody słońca. A potem brali się do pracy, której na farmie jest bardzo dużo. Karmili zwierzęta, rozmawiali z kurami, potem jechali na targ. A potem z niego wracali, zajmowali się obejściem i przychodził czas na spanie. Osobno, w swoich pokojach, bo pod tym względem Kami była trochę staromodna. A może to po prostu była wina jego babki, która wciąż mieszkała z nimi na farmie. Żadna sielanka nie może jednak trwać wiecznie. Pół roku temu Frederick się po prostu przewrócił. Szedł i... upadł. Nie reagował na wołanie, nie reagował na potrząsanie, nie reagował na nic, wyginając się w dziwny sposób. Zadzwonili po karetkę, ale było już za późno. Dopiero sekcja zwłok ujawniła przyczynę, tętniak mózgu. I tak Kami została sama, z wielką farmą, ogromem zwierzaków i... kompletną pustką w głowie co dalej. Schowała się w medytacji, w jodze, starając się żyć dzień po dniu, z uśmiechem na ustach, który nie zawsze jest w stu procentach szczery.
- jest farnerką i uwielbia swoje uprawy, roślinki i zwierzątka
- poza uprawami i hodowlą, prowadzi też azyl dla zwierząt. Trafiają do niej stare, schorowane konie, czasem jakaś świnka
-emeryt albo krówka. Ma też sporo kocich wychowanków, ale one oficjalnie są pod opieką stowarzyszenia pomagającego zwierzakom
- jej farma to właściwie farma rodziny jej zmarłego chłopaka, ale nikt nie chce się nią zajmować. Nawet jego babka, która na niej z nimi mieszkała jest teraz w domu spokojnej starości, ogrywając wszystkich seniorów w bingo. Kami jeździ do niej raz w tygodniu pogadać i pograć razem z nią
- wciąż wyznaje hindi, a najbliższy jej sercu jest na pewno bóg Ganeśa. I tak, wierzy w karmę, czy reinkarnację
- kultura indyjska jest jej bardzo bliska, potrafi znakomicie tańczyć taniec brzucha i często obchodzi różne tamtejsze święta
- Azja pojawia się także w jej kuchni. Kamala uwielbia gotować i bardzo lubi korzystać z każdej okazji, żeby nie iść na skróty. Często robi własne masło, czy budyń, od zera
- robi też bardzo dużo słoików, a w nich dżemy, kiszonki, kompoty i inne smaczne rzeczy!
- uwielbia makijaż i ubrania, ma sporą kolekcję swoich ciuchów, ale preferuje polowania na rzeczy vintage. Z kosmetykami ma już trochę surowsze podejście
- kocha kosmetyki naturalne i ma ich pełno w swojej szafce. Zwraca uwagę na składy kosmetyków
- potrafi haftować, wyszywać i robić na drutach
- nigdy nie była papierosowym nałogowcem, ale zdarzyło jej sie spróbować marihuany. Pieczonej, bo takiej w joincie trochę się bała
- jest generalnie cykorem. Boi się ciemności, boi się burzy, boi się klaunów i ciasnych pomieszczeń
- ale za to nie boi się węży, ani pająków, uwielbia wszystkie stworzenia
- bardzo lubi robić zdjęcia i do nich pozować. Uważa robienie zdjęć za trochę zapomnianą sztukę, takich na imprezach rodzinnych czy na wspólnym spędzaniu czasu (chodzi o zdjęcia analogowe i cyfrowe ale wywoływane, ok), dlatego zawsze staje się naczelnym fotografem, a jak ma wolne, to wywołuje i wkłada zdjęcia do albumów
- w domu ma sporo planszówek, prędzej zaprosi cię na jengę niż oglądanie jakiegoś filmu
- bardzo lubi mecze, śledzi zwłaszcza kosza i hokeja
- kocha grube, ciepłe swetry. Po domu może chodzić tylko w nich. I na boso
- zawsze uwielbiała jeździć na łyżwach. Zimą stara się znaleźć kilka wieczorów na lodowisko- regularnie ćwiczy jogę i taniec brzucha
- jest fatalna w robieniu ludziom prezentów. Jak na święta dostaniesz od niej wiertarkę albo za mały sweter, uśmiechnij się i pokiwaj głową. Starała się, naprawdę!
- wątpi, że jest jakikolwiek serial, który widziała w całości, od początku do końca
- w swoim mieszkaniu ma wielką kolekcję winyli, które odtwarza na gramofonie. Uwielbia te dźwięki
- lubi chodzić do kina, ale o wiele bardziej do teatru i Opery. Za to nigdy jeszcze nie była na balecie
- panicznie boi się burzy i jest jej z tego powodu bardzo smutno, bo pioruny są takie piękne przecież
- jest taka mała, a potrafi zjeść sama pizzę XXL. W ogóle, bardzo dużo je
- od śmierci rodziców nie była w Indiach, chociaż tęskni za tamtym światem i ludźmi...
PRZYJEZDNY outlanders