HillDeva
imiona Deva
nazwisko Hill
data urodzenia21.03.1992
miejsce urodzenia Miami
orientacja seksualna Heteroseksualna
miejsce pracy Cape Coral Hospital
stanowisko pracy Fizjoterapeutka
narracja Trzecia osoba; czas przeszły
wizerunek Ayça Ayşin Turan
Jako najstarsza z rodzeństwa powinnam dawać swojemu młodszemu rodzeństwu przykład. Zawaliłam na całej linii. Orderu za to nie dostanę. Kiedyś miałam wszystko. Dużą rodzinę. Matkę, która uwielbiała mnie rozpieszczać. Uwielbiałam to, jak ciągle zwracała na mnie uwagę, kupowała wszystko co chciałam i przymykała oko, kiedy coś przeskrobałam. Śmiało mogę powiedzieć, że w młodości byłam okropnie rozpieszczonym dzieckiem. Tylko mnie i siostrę tak traktowała. Mojego młodszego brata traktowała okropnie i po pewnym czasie sama zaczęłam go tak traktować. Cały czas tego żałuję. Nim zdążyłam go za to wszystko przeprosić, on wyjechał z miasta.
Cała moja tragiczna historia zaczęła się w liceum. Nigdy nie sądziłam, że tak szybko się zakocham, ale stało się. Przez pierwsze lata naszego związku wszystko było dobrze. Naprawdę dbał o mnie, kochał i zaraz po ukończeniu liceum zaproponował, żebyśmy zamieszkali razem. Nie było nad czym się zastanawiać. Po prostu się zgodziłam. W tym samym czasie moja rodzina się rozpadła. Matka wyznała, że Stuart tak naprawdę jest jej przyrodnim bratem. Ojciec odszedł i z tego co pamiętam, to popadł w alkoholizm. Matka znalazła sobie nowego męża, którego szczerze nienawidziłam. Jak widać, propozycja przeprowadzki, padła w odpowiednim momencie. Pożegnałam się z siostrą, która postanowiła wyjechać do Hope Valley, do brata, a ja zostałam w Miami.
Stopniowo zaczęłam oddalać się od rodziny. Telefony dzwoniły coraz rzadziej, aż w końcu dzwoniłam tylko z życzeniami na święta. Kochałam swojego chłopaka, był moją pierwszą miłością i nagle pewnego dnia wszystko się zmieniło. Kłóciliśmy się coraz częściej i coraz częściej musiałam zasłaniać dowody jego agresji. Po roku zostałam mistrzynią zakrywania blizn i siniaków makijażem. Mam chyba więcej podkładów i korektorów niż potrzebuje normalna kobieta. Nawet nie wiecie ile razy chciałam o tym komuś powiedzieć. Ale gdy tak stoisz naprzeciwko swojej siostry, bądź mamy i otwierasz usta, żeby poprosić je o pomoc, nagle przypominasz sobie wszystkie groźby, które usłyszałaś minionej nocy. Tchórzysz. Rezygnujesz i decydujesz się dalej żyć w tym piekle. Próbujesz uśmiechać się, mówisz, że jesteś szczęśliwa i masz nadzieje, że bliskie ci osoby uwierzą. Nie raz byłam w takiej sytuacji, ale za każdym razem paraliżował mnie strach. Bałam się o nie, co on może im zrobić i o siebie samą. W swoim koszmarze żyłam przez prawie 2 lata. Byłam kontrolowana, mój telefon wciąż był namierzany. Nie mogłam nigdzie wyjść sama.
Życie uratowała mi sąsiadka. Już od jakiegoś czasu zaczęła mi się dziwnie przyglądać, a tamtej nocy to ja sama naraziłam się na niebezpieczeństwo. Postanowiłam się postawić. Zawalczyć w siebie. Nie chciałam dłużej być tak traktowana. Oddałam mu łamiąc sobie przy tym dwa place. Nie pamiętam co działo się dalej. Obudziłam się w szpitalu, a obok mnie siedziała sąsiadka. To ona zadzwoniła po policję. Myślałam, że teraz moje życie będzie łatwiejsze. Mój koszmar się skończył, a ja w końcu mogę zacząć żyć pełną piersią. Ale to był dopiero początek walki o powrót do normalnego życia.
Moja pani psycholog powiedziała mi, że miałam wielkie szczęście. To wszystko mogło się skończyć o wiele gorzej. Ogólnie to mam kilka blizn; na twarzy, są prawie niewidoczne jeśli dobrze nałożę makijaż. Mam lekko skrzywiony nos po złamaniu. Resztę mojego ciała zdobią liczne blizny po uderzeniach pasem lub upadku na coś twardego, typu komoda, którą nie zliczę ile razy wymieniałam. Przez rok uczęszczałam na terapię. Rodzina myślała, że wyjechałam do Los Angeles na praktyki w szpitalu. A tak naprawdę siedziałam w szpitalu i próbowałam pozbierać się do kupy. Kiedy wyszłam, wynajęłam pokój z dziewczyną, która była nauczycielką. Idealnie. Potrzebowałam spokojnego towarzystwa, a nie ciągle imprezującej koleżanki. Psycholog doradziła mi zajęcia z samoobrony. Uznała, że pomoże mi to poczuć się nieco pewniej w relacjach z innymi mężczyznami. Zapisałam się też na zajęcia z boksu, pomyślałam, że to dobra forma wyładowania złości.
Kiedy miałam 26 lat w końcu mogłam podjąć się pracy. Pracowałam jako fizjoterapeutka w szpitalu w Miami. Udzielałam się też jako wolontariuszka i pomagałam w domu samotnej matki. W sieci znalazłam forum o kobietach, które przeżyły to samo co ja. Nigdy nie lubiłam terapii grupowej, dlatego ta forma podobała mi się jeszcze bardziej. Nikt mnie nie widział, nie widział moich łez. Piszę tam pod pseudonimem “Dee”, bo tak kiedyś mówili na mnie przyjaciele. Teraz wiem, że od samego początku powinnam poprosić o pomoc. Czasu już nie cofnę, ale mogę naprawić jedno: relacje z bratem i siostrą.
Wyobraźcie sobie wyraz twarzy mojej siostry, kiedy półtora roku temu, zadzwoniłam do niej i mówię:
- Cześć. Florka! Czy Ty i Stu nadal mieszkacie w Hope Valley? …. Świetnie, bo właśnie wyruszam z Miami. Więc… do zobaczenia wkrótce!
Cała moja tragiczna historia zaczęła się w liceum. Nigdy nie sądziłam, że tak szybko się zakocham, ale stało się. Przez pierwsze lata naszego związku wszystko było dobrze. Naprawdę dbał o mnie, kochał i zaraz po ukończeniu liceum zaproponował, żebyśmy zamieszkali razem. Nie było nad czym się zastanawiać. Po prostu się zgodziłam. W tym samym czasie moja rodzina się rozpadła. Matka wyznała, że Stuart tak naprawdę jest jej przyrodnim bratem. Ojciec odszedł i z tego co pamiętam, to popadł w alkoholizm. Matka znalazła sobie nowego męża, którego szczerze nienawidziłam. Jak widać, propozycja przeprowadzki, padła w odpowiednim momencie. Pożegnałam się z siostrą, która postanowiła wyjechać do Hope Valley, do brata, a ja zostałam w Miami.
Stopniowo zaczęłam oddalać się od rodziny. Telefony dzwoniły coraz rzadziej, aż w końcu dzwoniłam tylko z życzeniami na święta. Kochałam swojego chłopaka, był moją pierwszą miłością i nagle pewnego dnia wszystko się zmieniło. Kłóciliśmy się coraz częściej i coraz częściej musiałam zasłaniać dowody jego agresji. Po roku zostałam mistrzynią zakrywania blizn i siniaków makijażem. Mam chyba więcej podkładów i korektorów niż potrzebuje normalna kobieta. Nawet nie wiecie ile razy chciałam o tym komuś powiedzieć. Ale gdy tak stoisz naprzeciwko swojej siostry, bądź mamy i otwierasz usta, żeby poprosić je o pomoc, nagle przypominasz sobie wszystkie groźby, które usłyszałaś minionej nocy. Tchórzysz. Rezygnujesz i decydujesz się dalej żyć w tym piekle. Próbujesz uśmiechać się, mówisz, że jesteś szczęśliwa i masz nadzieje, że bliskie ci osoby uwierzą. Nie raz byłam w takiej sytuacji, ale za każdym razem paraliżował mnie strach. Bałam się o nie, co on może im zrobić i o siebie samą. W swoim koszmarze żyłam przez prawie 2 lata. Byłam kontrolowana, mój telefon wciąż był namierzany. Nie mogłam nigdzie wyjść sama.
Życie uratowała mi sąsiadka. Już od jakiegoś czasu zaczęła mi się dziwnie przyglądać, a tamtej nocy to ja sama naraziłam się na niebezpieczeństwo. Postanowiłam się postawić. Zawalczyć w siebie. Nie chciałam dłużej być tak traktowana. Oddałam mu łamiąc sobie przy tym dwa place. Nie pamiętam co działo się dalej. Obudziłam się w szpitalu, a obok mnie siedziała sąsiadka. To ona zadzwoniła po policję. Myślałam, że teraz moje życie będzie łatwiejsze. Mój koszmar się skończył, a ja w końcu mogę zacząć żyć pełną piersią. Ale to był dopiero początek walki o powrót do normalnego życia.
Moja pani psycholog powiedziała mi, że miałam wielkie szczęście. To wszystko mogło się skończyć o wiele gorzej. Ogólnie to mam kilka blizn; na twarzy, są prawie niewidoczne jeśli dobrze nałożę makijaż. Mam lekko skrzywiony nos po złamaniu. Resztę mojego ciała zdobią liczne blizny po uderzeniach pasem lub upadku na coś twardego, typu komoda, którą nie zliczę ile razy wymieniałam. Przez rok uczęszczałam na terapię. Rodzina myślała, że wyjechałam do Los Angeles na praktyki w szpitalu. A tak naprawdę siedziałam w szpitalu i próbowałam pozbierać się do kupy. Kiedy wyszłam, wynajęłam pokój z dziewczyną, która była nauczycielką. Idealnie. Potrzebowałam spokojnego towarzystwa, a nie ciągle imprezującej koleżanki. Psycholog doradziła mi zajęcia z samoobrony. Uznała, że pomoże mi to poczuć się nieco pewniej w relacjach z innymi mężczyznami. Zapisałam się też na zajęcia z boksu, pomyślałam, że to dobra forma wyładowania złości.
Kiedy miałam 26 lat w końcu mogłam podjąć się pracy. Pracowałam jako fizjoterapeutka w szpitalu w Miami. Udzielałam się też jako wolontariuszka i pomagałam w domu samotnej matki. W sieci znalazłam forum o kobietach, które przeżyły to samo co ja. Nigdy nie lubiłam terapii grupowej, dlatego ta forma podobała mi się jeszcze bardziej. Nikt mnie nie widział, nie widział moich łez. Piszę tam pod pseudonimem “Dee”, bo tak kiedyś mówili na mnie przyjaciele. Teraz wiem, że od samego początku powinnam poprosić o pomoc. Czasu już nie cofnę, ale mogę naprawić jedno: relacje z bratem i siostrą.
Wyobraźcie sobie wyraz twarzy mojej siostry, kiedy półtora roku temu, zadzwoniłam do niej i mówię:
- Cześć. Florka! Czy Ty i Stu nadal mieszkacie w Hope Valley? …. Świetnie, bo właśnie wyruszam z Miami. Więc… do zobaczenia wkrótce!
PRZYJEZDNY Everglades Campsite