Turner Leonie
imiona Leonie
nazwisko Turner
data urodzenia12.12.1986 r.
miejsce urodzenia Miami
orientacja seksualna heteroseksualna
miejsce pracy LD Design
stanowisko pracy Projektantka (ubrania)
narracja NARRACJA (3 / przeszły)
wizerunek Blake Lively
Bycie chłopczycą zdecydowanie ma swoje plusy oraz minusy. A jak w ogóle do tego doszło, że Leo wolała to, co przeznaczone dla chłopców? Pewnie najprostszą i całkiem oczywistą odpowiedzią byłoby - starsi bracia, ale nie, blondynka jest jedynaczką. Ok, może jakiś dzieciak z sąsiedztwa albo po prostu tak się stało, bo niebieskookiej wpadł kiedyś mocno jakiś cudny samochodzik w łapki i nie mogła się z nim rozstać? Też nie do końca. Poniekąd winowajcą był i pozostanie na wieki pan Turner, który rozczarowany narodzinami córki traktował swoją pociechę dość szorstko. Nie cieszył się, kiedy widział ją bawiącą się lalkami lub z koleżankami w sklep. I choć dzieci nie rozumieją wiele, to za to bardzo dużo widzą. Może było to pozbawione świadomej motywacji, ale Leonie bardzo szybko nauczyła się co sprawia, że tata jest z niej dumny, a co nie. Stąd też zainteresowanie wchodzeniem na drzewa, kopaniem piłki, brudzeniem się w błocie i inne takie. Bluzy z kapturami, które kompletnie zniekształcały figurę to normalność. Praktycznie nigdy nie rozpuszczała włosów, bo niestety nie udało się namówić matki na drastyczne cięcie. I najważniejsze - należała do drużyny koszykówki swojej szkoły. Niestety dziewcząt, ale to była dobra drużyna. I ulubiony sport ojca. Niestety, to nie było nigdy wystarczające. Ojciec zostawił Leonie oraz matkę, kiedy blondynka była w liceum. Odszedł do innej kobiety. Do nowej rodziny. Do upragnionego syna. Wtedy też kontakt z pierworodną córką stał się trudniejszy niż kiedykolwiek przedtem.
Mimo niedocenienia przez ojca Leo nie porzuciła sportu, dalej trenowała. Wyjeżdżała na zawody razem z drużyną. Właśnie w czasie jednego z takich wyjazdów została zauważona... I nie, nie przez łowcę talentów z uczelni, nie dostała propozycji stypendium, jeśli wciąż będzie dobrą zawodniczką. Zauważyła ją agentka z jednego domu mody, uroda Leo wpisywała się idealnie do poszukiwanego przez nich typu do nowej kampanii reklamowej. I choć miała wątpliwości, to matka zabrała ją na casting. Udało się. I tak - choć późno - zaczęła się przygoda panny Turner ze światem mody.
Tuż po skończeniu szkoły blondynka wyjechała na zagraniczny kontrakt, zostawiając za sobą wszystko, co zbudowała w Miami. Kariera rozwijała się intensywnie, nie było czasu na długie powroty, które pozwalałaby na pielęgnację dawnych znajomości. Nie żałowała. Praca wyglądająca z boku na samą przyjemność w rzeczywistości często doprowadzała Leo na skraj wytrzymałości, ale mimo wszystko lubiła to. Nieustanne podróże, poznawanie nowych miejsc, niezliczone możliwości. I ten zachwyt ludzi, którzy wszyscy w danej chwili patrzyli na ciebie, kiedy zamykasz ważny pokaz. Zazdrość, że to ty znów pojawiłaś się na okładce ważnego magazynu związanego z modą. Liczne propozycje zawodowe i ta możliwość wyboru. Może to głupie, ale kariera nadała Leo pewności siebie. Pozwoliła też odkryć blondynce swoją kobiecość, którą mężczyźni doceniali. Kobieta nie stroniła od adoratorów, może nawet niewinnymi flirtami i przelotnymi romansami nadrabiała te lata, kiedy w ogóle nie patrzyła na mężczyzn jako na potencjalnych partnerów w czymkolwiek. Jednak w tym życiu brakowało czegoś ważnego. A co to było, dowiedziała się dość niespodziewanie, ale dobitnie podczas jednego spotkania z dawnym znajomym w rodzinnym Miami.
To głupie zmieniać wszystko dla faceta, do tego takiego, którego nie widziało się od dawna. Leonie jednak bywała impulsywna. I potrafiła zdecydowanie postawić wszystko na jedną kartę. A skoro czuła, że tu znalazła swój brakujący element, tu może wreszcie w pełni cieszyć się życiem... To czemu nie? Postanowiła powoli kończyć swoją karierę. Koniec z jakże ekscytującym, ale i męczącym życiem na walizkach. Pora zarzucić kotwicę. Postanowiła zrobić to w rodzinnym mieście po wielu latach. Starannie dobierała oferty, ograniczając wyjazdy, a w głębi duszy myślała o tym, by znaleźć zajęcie tu. Tak też powstało LT design - po wielu latach na wybiegach i noszeniu cudzych ubrań, Leo zapragnęła stworzyć coś własnego. Swoją markę. Miała pieniądze, miała znajomości, miała wreszcie czas - zainwestowała więc to wszystko i przez lata rozwijała markę, która powoli odnosi sukcesy.
Bajka nie trwa wiecznie, a gdyby Leonie udało się zbudować prawdziwe poczucie własnej wartości pewnie postąpiłaby inaczej. Znów odeszłaby i zbudowała swoje szczęście gdzieś indziej, ale... Czegoś jej brakowało. Może to tej bezwarunkowej miłości rodzica z dzieciństwa, a może czegoś innego, ale zdecydowała inaczej. Znów zmieniła prawie wszystko, kiedy postanowiła wraz z narzeczonym przeprowadzić się do spokojniejszego Hope Valley, by dać im szansę raz jeszcze. Naprawdę wierzyła w to, co ich łączyło. Nie chciała z tego rezygnować. I to nie tak, że przyzwyczaiła się przez lata... No, bo... To naprawdę jest ta miłość, prawda? Ta jedna, jedyna, o którą trzeba czasem walczyć i pójść na kompromis.
Aktualnie więc Leonie projektuje z domu w Hope Valley, ma znaczące udziały w firmie i raz na miesiąc pojawia się tam na kontroli oraz zebraniach zarządu. Próbuje się wyciszyć przed wielkim dniem, ale to ciężkie, kiedy wciąż tak wiele do przygotowania przed nimi. I coraz częściej myśli, że jeśli naprawdę, to co czuje jest prawdą, to najwyższa pora pomyśleć o tym, by zrealizować swoje kolejne, wielkie marzenie, jakim jest posiadanie dziecka. Młodsza w końcu już nie będzie, prawda?
PRZYJEZDNY Wave Hill