Blackbird Grace
imiona Grace
nazwisko Blackbird
data urodzenia24/09/1986
miejsce urodzenia Cope Coral
orientacja seksualna heteroseksualna
miejsce pracy Cape Coral Police Department | FBI
stanowisko pracy profiler | konsultant
narracja 3 os. l. poj., czas przeszły
wizerunek Vikander Alicia
- Niech to szlag! – krzyknęła kopiąc oponę samochodu. Flak. Akurat teraz. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że to jakieś zrządzenie losu. Wsiadła za kierownicę i przyłożyła policzek do jej powierzchni. Uczucie chłodu uspokoiło zszargane nerwy, jako że najzwyczajniejsze na świecie złapanie gumy wytrąciło Grace z równowagi niemalże tak samo lekko, jak wtedy, gdy śledczy przyznawali się do swojej niekompetencji oraz konieczności włączenia nowych dowodów w tok sprawy, a to, w sposób oczywisty, zmuszało ją do rozpisania profilu od nowa. Długie godziny analizy lądowały w niszczarce, a warkot zlewał się w brzmieniu z silnikiem auta, w którym właśnie siedziała. Przypomniała sobie o kierunku, w którym zmierzała jadąc północną trasą. O rodzinnym domu, gdzie pokazywała się coraz rzadziej. Myśl, że opuści obiad z okazji urodzin ojca nie spowodowała u niej ataku paniki i nie zmusiła jej do szybkiej, kilkumilowej przechadzki. Wręcz przeciwnie, ucieszyła się, że mogła mieć jakąś sensowną wymówkę.
Wyjęła z kieszeni kurtki telefon i wybrała domowy numer, modląc się w duchu, aby w słuchawce usłyszeć mamę. Próżna nadzieja. Po drugiej stronie odezwał się nie kto inny jak solenizant.
- Tato, złapałam gumę. Muszę mieć czynny samochód na jutro do pracy, także czekam na kogoś z warsztatu, kto się tym zajmie. Wszystkiego najlepszego i zobaczymy się innym razem - starała się wykrzesać z siebie uśmiech w tym jednym, bezuczuciowym zdaniu. Jej relacje z ojcem od zawsze były poprawne, nic ponad to. Chciała nacisnąć kciukiem na czerwoną słuchawkę, ale ojciec był szybszy.
- W niedzielę? - oczami wyobraźni widziała jak unosi wysoko brwi i robi tą swoją minę mówiącą: „Nie wierzę w to, że złapałaś gumę, po prostu szukasz wymówki, żeby tutaj nie przyjechać”.
- Co w niedzielę? – odpowiedziała tylko udając zbitą z tropu. Miała nadzieję na krótkie „okej”, które zazwyczaj odpowiadał na każdą z jej wcześniejszych wymówek.
- Bobby nie pracuje w niedziele – oznajmił z pełną powagą. Cóż, powinna była przewidzieć, że ojciec jak na dobrego biznesmena przysatało znał bardzo dobrze wszystkich mieszkańców miasteczka, a co za tym idzie wiedział, kiedy kto pracuje, a kiedy spędza dzień z rodziną. - Poproszę Ivara, żeby pojechał i to załatwił - dodał, na co uśmiechnęła się gorzko. Nie wiedzieć dlaczego, najprawdopodobniej wciąż łudził się, że jeszcze zmieni zdanie i zwiąże się z synem jego największego kontrahenta. Niedoczekanie.
Przemilczała odpowiedź ojca, jednak wiedziała, że to nie jest koniec tej rozmowy. Zgodnie z przypuszczeniami, ojciec naciskał coraz bardziej, a w Grace rosło coraz większe podirytowanie. Dlaczego? Dlaczego akurat teraz chciał za wszelką cenę widzieć ją u siebie? Pragnął raz jeszcze podkreślić, jak bardzo jej życiowe wybory go rozczarowały? Poddać w wątpliwość sens poświęcenia sześciu lat studiów psychologii? Skrytykować badania, które trzymały ją przez większość zeszłego roku na trupiej farmie? A może wyrazić swoje zdanie na temat krótkiego burzliwego romans z autorytetem profilowanie, pod skrzydłami którego nie tylko ukończyła program FBI, ale także odkryła samą siebie i przełamała swoją niechęć do profilowania terenowego?
- Dzięki, tato. Dam sobie radę. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i sto lat! - odrzuciła telefon na siedzenie pasażera. Odchyliła głowę i wzięła naprawdę głęboki wdech.
Obyś ich nie dożył, bo oszaleję.
Wyjęła z kieszeni kurtki telefon i wybrała domowy numer, modląc się w duchu, aby w słuchawce usłyszeć mamę. Próżna nadzieja. Po drugiej stronie odezwał się nie kto inny jak solenizant.
- Tato, złapałam gumę. Muszę mieć czynny samochód na jutro do pracy, także czekam na kogoś z warsztatu, kto się tym zajmie. Wszystkiego najlepszego i zobaczymy się innym razem - starała się wykrzesać z siebie uśmiech w tym jednym, bezuczuciowym zdaniu. Jej relacje z ojcem od zawsze były poprawne, nic ponad to. Chciała nacisnąć kciukiem na czerwoną słuchawkę, ale ojciec był szybszy.
- W niedzielę? - oczami wyobraźni widziała jak unosi wysoko brwi i robi tą swoją minę mówiącą: „Nie wierzę w to, że złapałaś gumę, po prostu szukasz wymówki, żeby tutaj nie przyjechać”.
- Co w niedzielę? – odpowiedziała tylko udając zbitą z tropu. Miała nadzieję na krótkie „okej”, które zazwyczaj odpowiadał na każdą z jej wcześniejszych wymówek.
- Bobby nie pracuje w niedziele – oznajmił z pełną powagą. Cóż, powinna była przewidzieć, że ojciec jak na dobrego biznesmena przysatało znał bardzo dobrze wszystkich mieszkańców miasteczka, a co za tym idzie wiedział, kiedy kto pracuje, a kiedy spędza dzień z rodziną. - Poproszę Ivara, żeby pojechał i to załatwił - dodał, na co uśmiechnęła się gorzko. Nie wiedzieć dlaczego, najprawdopodobniej wciąż łudził się, że jeszcze zmieni zdanie i zwiąże się z synem jego największego kontrahenta. Niedoczekanie.
Przemilczała odpowiedź ojca, jednak wiedziała, że to nie jest koniec tej rozmowy. Zgodnie z przypuszczeniami, ojciec naciskał coraz bardziej, a w Grace rosło coraz większe podirytowanie. Dlaczego? Dlaczego akurat teraz chciał za wszelką cenę widzieć ją u siebie? Pragnął raz jeszcze podkreślić, jak bardzo jej życiowe wybory go rozczarowały? Poddać w wątpliwość sens poświęcenia sześciu lat studiów psychologii? Skrytykować badania, które trzymały ją przez większość zeszłego roku na trupiej farmie? A może wyrazić swoje zdanie na temat krótkiego burzliwego romans z autorytetem profilowanie, pod skrzydłami którego nie tylko ukończyła program FBI, ale także odkryła samą siebie i przełamała swoją niechęć do profilowania terenowego?
- Dzięki, tato. Dam sobie radę. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i sto lat! - odrzuciła telefon na siedzenie pasażera. Odchyliła głowę i wzięła naprawdę głęboki wdech.
Obyś ich nie dożył, bo oszaleję.
przyjezdny Wave Hill