Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
Dorastałam w Hope Valley. Ostatniego dnia szkoły wyjechałam do Nowego Jorku realizować swoje marzenia związane z tańcem i tam zostałam na lata. Teraz wracam, żeby jako ta marnotrawna siostra odwiedzić rodzinę i zaczerpnąć nieco oddechu, bo w sumie... To nie wiem - lubię swoje życie czy nie bardzo? Oto jest pytanie.
27
170

Post

#2

Zwariowała. Właśnie to stwierdzenie przewijało się Madison całą drogę przez myśli, wypowiedziała je nawet parokrotnie na głos, ale... To wcale nie sprawiło, że stan nagłego szaleństwa ustąpił. Nie, nie zawróciła. Postawiła pierwszy krok, kiedy wyszła ze spakowaną jako tako walizką, a później kolejne poszły już automatycznie... Wmawiała sobie, że nie ma planu gdzie jedzie i po co, ale to tylko słabe oszustwo. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli chce oderwać się od teraźniejszości, to powinna wrócić w bezpieczne miejsce. A choć tego przyznać mocno nie chciała, to istniało tylko jedno takie na mapie świata. I cóż... Wcale rozsądniej tu nie będzie, ale jak się powiedziało "a" warto powiedzieć i "b".
Dlatego blondynka zapukała do drzwi swojej najlepszej przyjaciółki z dawnych lat, która była nią i po dziś dzień. Nieważne kilometry, różnica wieku, ani to, że Maddie to tak naprawdę kretynka, która dużo wymaga, a sama daje. Ines i tak przy niej wytrwała. I nawet doczekała tej wiekopomnej chwili, w której oto Madison Moriarty stanęła przed domem Villedy. Cóż, tego nie spodziewał się nikt. A przynajmniej jeszcze tydzień temu nie podejrzewała nawet blondyna. A teraz po prostu się... Działo. Chyba tak, jak to lubiła właśnie Ines.
-Cześć. Byłam w okolicy i zgłodniałam, masz coś dobrego czy mam szukać jakiejś knajpy? - zapytała Moriarty, kiedy w uchylonych drzwiach pojawiła się bardzo znajoma, a przede wszystkim przyjazna twarz Ines. Uśmiech od razu pojawił się u Madison. Teraz przez chwilę będzie mogła odsapnąć, prawda? Tak bardzo na to liczyła. Bez zbędnych pytań, a po co ty tutaj, co robisz, dlaczego. Blondynka naprawdę liczyła, a przede wszystkim potrzebowała zwykłej radości, tylko dlatego że ktoś mógł ją zobaczyć. I dlatego wybrała właśnie dom przyjaciółki, a nie domostwo rodzeństwa. Tu miała większe szanse otrzymać to, na co liczyła. Odrobinę beztroski. Bez myślenia o konsekwencjach. Uda się? Oby.

Ines Villeda
mów mi/kontakt
leośka#3525
Ines Villeda
a

Post

#94

Życie umykało jej przez palce, czas pędził jak oszalały, dni mijały niesamowicie szybko i Ines, zanim w ogóle zdążyła się zorientować, obudziła się w połowie października. Dobrze, że Floryda miała to do siebie, że pory roku nie różniły się za bardzo między sobą - jesień w Hope Valley wciąż była ciepła i słoneczna, chociaż wieczory aż prosiły się o zarzucenie na siebie bluzy. I w takie bluzie spędzała czas w domu całkiem sama. Nie rozmawiała z Miriam od ich ostatniej kłótni, chociaż wciąż nie zdecydowały, co zrobić z zielonym domkiem, który wynajmowały we dwie. Cyganka miała dokąd pójść, już od dawna zastanawiała się nad przeprowadzką do Cèsara, a Diaz? No cóż, to był wyłącznie jej problem.
Nic dziwnego, że słysząc pukanie do drzwi zdziwiła się szczerze; nie spodziewała się gości, a większość ludzi wchodziło do środka niczym do burdelu, nie zważając na to, czy drzwi były otwarte, czy wręcz przeciwnie, chociaż każdy wiedział, że Villeda rzadko przekręcała klucz w zamku. Kiedyś w końcu ktoś ją okradnie i dopiero będzie płacz.
Zwlekła się z kanapy, ówcześnie zrzucając z siebie koc i z dziwiła się jeszcze bardziej, gdy w progu ujrzała Madison. Madison, z którą kumplowała się jeszcze za dzieciaka i z którą utrzymywała stały kontakt, pomimo dzielących ich mil.
- Czy ciebie do reszty pojebało? - wypaliła na starcie, zamiast przywitać się kulturalnie, ale z kulturą to Ines nie miała zbyt wiele wspólnego. - Co ty tutaj robisz? Czemu nie dałaś znać, że przyjeżdżasz?! - dopiero po tych słowach rzuciła jej się na szyję i wyściskała jak trzeba. Tego to się nie spodziewała! Prędzej była skłonna ujrzeć w drzwiach Ducha Świętego, niż samą Moriarty. - No właź, co tak stoisz. Chodź, chodź. Nic dzisiaj nie gotowałam, ale mogę zrobić jakąś sałatkę. Albo możemy coś zamówić. Pizzę? Chińszczyznę? Chodź, siadaj. Napijesz się czegoś? Głupio pytam, poczekaj - trajkotała jak najęta, po czym zniknęła na chwilę w kuchni, żeby przynieść dwa piwa w butelce. Gość w dom, Bóg w dom.
Wręczyła niskoprocentowy alkohol dziewczynie i znów popatrzyła na nią z niedowierzaniem, jakby nie do końca dotarło do niej, że właśnie przymierzała się, żeby usiąść na kanapie, gdzie wciąż leżał pozwijany koc.
- Jezu, mam nadzieję, że nic się nie stało? - stanęła w miejscu jak wryta, kreśląc w głowie najczarniejsze scenariusze, chociaż po cichu liczyła, że ta niespodziewana wizyta była tylko i wyłącznie piękną niespodzianką.

Madison Moriarty
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Dorastałam w Hope Valley. Ostatniego dnia szkoły wyjechałam do Nowego Jorku realizować swoje marzenia związane z tańcem i tam zostałam na lata. Teraz wracam, żeby jako ta marnotrawna siostra odwiedzić rodzinę i zaczerpnąć nieco oddechu, bo w sumie... To nie wiem - lubię swoje życie czy nie bardzo? Oto jest pytanie.
27
170

Post

W sumie to te dwie były jak ogień i woda. Logika pewnie podpowiadała wszystkim, którzy je kojarzyli, że prędzej czy później ta znajomość się rypnie... Zwłaszcza, kiedy w grę wchodził egoizm, odległość i te sprawy. A tu proszę! Jaka piękna niespodzianka. Pomimo wszelkich różnic trwały przy sobie, mogły robić sobie takie niezapowiedziane odwiedzinki... I w gruncie rzeczy, całkiem ostatecznie, każdy był zadowolony.
-Nie ma to jak czułe i wylewne powita... - Maddie zaczęła już psioczyć po swojemu, zadzierając nieco za wysoko ten swój blady nos, ale nawet nie zdążyła dokończyć tych narzekań, bo już Villeda wisiała na szyi Moriarty. Blondynka mogła więc odetchnąć z ulgą i z ogromną radością odwzajemnić ten uścisk. Trochę się nie widziały w tym prawdziwym świecie. Ale kto by to liczył? Zwłaszcza teraz... Całkiem bezsensu. -Przecież lubisz niespodzianki, nie? Więc oto jestem - twoja niespodzianka! I reklamacji nie przyjmuję - zastrzegła, a dla powagi sytuacji pogroziła nawet palcem, po czym mimo wszystko roześmiała się perliście. Kamień z serca. Miała swój azyl, tak jak chciała. A jednak marzenia mogą się spełniać.
-Dobrą chińszczyzną nie pogardzę - odpowiedziała całkiem szczerze, bo tych wszelkich sałatek jadała az za dużo na co dzień w Nowym Jorku. Musiała w końcu o siebie dbać, trzymać dietę, wagę i inne takie duperele... A teraz... Teraz chyba miała wakacje więc mogła nieco spuścić z tonu, prawda? Sama do końca nie była pewna, ale przynajmniej dzisiaj to zamierzała robić. Chociażby jedząc chińszczyznę i popijając piwo - czego w zwyczaju nie miała, ani jednego, ani drugiego.
Usiadła wygodnie na kanapie, odkładając nieco na bok koc, który tam się znajdował. -Leniwy wieczór? - zapytała, oceniając sytuację po wyglądzie pomieszczenia, jak i swojej dobrej koleżanki. -A czy ja wyglądam jakby coś mi się stało? Uspokój się, Ines - westchnęła, opierając wygodniej głowę na zagłówku i pociągnęła tego wątpliwej jakości napoju. Nie, to, że Villeda piła słabe piwo, po prostu Maddie nie lubiła takich napoi. No, ale była w gościach i nie zamierzała wybrzydzać. -Opowiadaj lepiej, jak żyjesz, siadaj obok, ciesz się chwilą - poklepała nawet miejsce obok siebie, żeby zachęcić Ines, ale to raczej nie było potrzebne.

Ines Villeda
mów mi/kontakt
leośka#3525
Ines Villeda
a

Post

- Kocham niespodzianki! - bo kto ich nie kochał? Chyba tylko pani Villeda, która złościła się, kiedy jej mąż i dzieci próbowali czymś ją zaskoczyć. A po co, a z jakiej okazji, nie trzeba było. I tak marudziła przez dobrą godzinę, zanim w ogóle dała sobie cokolwiek przemówić.
Czy miała ochotę reklamować wizytę Maddie? Za żadne skarby świata! Posłusznie usiadła z nią, otwierając obie butelki z piwem, jednak szybko popatrzyła na kumpelę, której mina wyglądała na nietęgą.
- Może zrobię ci herbatę, co? - zaśmiała się, bo czasem zapominała, że Moriarty nie była szczególną fanką tego typu trunków. Ines sama stwierdziła, trochę głupio zresztą, że po podróży nie ma nic lepszego, od zimnego piwka.
Skinęła głową na pytanie o leniwy wieczór; miała wolne, jej facet umówił się na w męskim gronie, więc nie pozostawało jej nic innego, jak spędzić czas w samotności. Ale nie było jej dane, bo Madison zaszczyciła ją swoją obecnością. I dobrze, tak powinno być!
- Pytam, czy coś się stało, bo bez słowa zjawiasz się pod moimi drzwiami, zamiast świętować swój przyjazd z rodziną - powiedziała beztrosko, ale czy tak naprawdę nie powinna się martwić, że coś było nie tak? Oby Maddie miała na to jakieś porządne wytłumaczenie.
- Niedawno wróciliśmy z Césarem po z dwutygodniowego rejsu, więc miała okazję zobaczyć trochę świata. Byliśmy w Hawanie, na Kubie i w kilku innych państwach. Wspomnienia niezapomniane, dużo czasu razem i szczerze? Chyba potrzebowałam takiego urlopu. A poza tym, to co... - zamyśliła się na moment, pociągając kilka łyków piwa wprost z butelki. - Koncerty w barze u Jimmy'ego, które od zawsze prosperowały niepewną przyszłość i właściwie tyle. Chyba nie spodziewałaś się nie wiadomo czego? - popatrzyła na nią z lekkim rozbawieniem, bo właściwie nie wiedziała, czego Madison oczekiwała. Że Ines powie jej, że jest zaręczona i spodziewa się dziecka. Nie w tym wcieleniu. - No dobra, a ty? Na długo przyjechałaś? - obserwowała ją bacznie, jakby chciała wyczytać z jej twarzy, czy aby na pewno nic złego się nie działo. Bo jeśli coś się działo, to Cyganka jednak chciałaby wiedzieć.
Sięgnęła po telefon i włączyła aplikację z zamiarem zamówienia czegoś smacznego, jednak z decyzją poczekała na Moriarty, która mogła wybrać wszystko, na co miała tylko ochotę.

Madison Moriarty
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
Dorastałam w Hope Valley. Ostatniego dnia szkoły wyjechałam do Nowego Jorku realizować swoje marzenia związane z tańcem i tam zostałam na lata. Teraz wracam, żeby jako ta marnotrawna siostra odwiedzić rodzinę i zaczerpnąć nieco oddechu, bo w sumie... To nie wiem - lubię swoje życie czy nie bardzo? Oto jest pytanie.
27
170

Post

-I bardzo dobrze, to teraz ciesz się z jednej, którą dostałaś - pochwaliła swoją przyjaciółkę za to, że nie gardziła takimi upominkami. Nawet jak były całkiem żywym człowiekiem, który zamierzał zajmować twoją kanapę... Cóż, tego sama Madison nie wiedziała, ale raczej dwie nocki to, to nie będą... A o wiele, wiele więcej. Oby tu się Villeda wykazała anielską cierpliwością, a Moriarty nie zaczęła za szybko być zbędnym ograniczeniem. Nie bardzo wiedziała, gdzie indziej tutaj, mogłaby się czuć swobodnie, o ironio, bo przecież miała rodzeństwo, nie? A jednak, lepiej z tym rodzeństwem, które wybierasz sobie sam. Ach, dorosłość.
-Nie, no przestań, co ja mam... Herbatą świętować, ze widzę cię po... Sama nie wiem ilu miesiącach, ale stanowczo za dużo ich minęło! Tak więc piwo zostaje ze mną - powiedziała, przekładając nawet butelkę w drugą rękę, żeby mieć ją nieco dalej od Villedy, gdyby ta jednak uparła się na zmianę trunku. Nie zawsze trzeba pić to, co się lubiło. A w tej sytuacji jednak potrzebny był alkohol. Nie było szampana, ani wina, to i piwo jest dobre. Zresztą skoro gospodyni tak lubiła świętować, to Maddie spokojnie mogła się dostosować. Ten jeden raz, ok?
-Oj, Ines, wiesz przecież, że ja z moją rodziną to wyglądam dobrze jedynie na zdjęciach i to z przed lat. Mam z nimi kontakt, ale... To nie pierwsze drzwi, do których mogę zapukać o takiej porze, bez uprzedzenia, żeby nie padły na mnie podejrzenia o najgorsze. Zresztą... Ty wcale nie zachowujesz się lepiej - wyjaśniła, wzdychając ciężko i nieco też zarzuciła przyjaciółce popadanie w jakieś bezsensowne panikowanie. Nic się nie działo. Moriarty po prostu nie bardzo wiedziała co ze sobą robić, życie w Nowym Jorku chyba jej szczęścia nie dawało, a gdy rzekomo ukochany chciał z nią założyć rodzinę, na dodatek po kolei, bo się po prostu oświadczył jak najlepiej, to spierdzieliła. Tylko tyle. To przecież nic złego. Maddie znalazła się jedynie na rozdrożu i chciała pauzę, powrotu... Nie do końca, zdając sobie sprawę, że nie bardzo można mieć coś takiego. Życie to nie gra, nie ma magicznego przycisku. Szkoda.
-Może się spodziewałam... Ale, zaraz, zaraz... Myślisz, że tak łatwo mnie zaspokoisz, kiedy powiesz, że och miałaś urlop i tyle? Pokazuj zdjęcia, no na pewno jakieś masz, dawaj, Ines - zachęciła ją, bo cóż, oglądanie zdjęć z wyjazdu zawsze prowokowało jakieś opowieści, wspominki... A to jak najbardziej będzie na rękę blondynce. W końcu nie chciała mówić o sobie. Może lepiej było pojechać do jakiegoś hotelu? Tam przynajmniej nikt, by o nic nie pytał. A nie... Przyjeżdża po prawie dziesięciu latach do rodzinnego miasteczka i pragnie spokoju. Śmieszne. Nie, to Madison była śmieszna. -Nie wiem na ile, aż mnie nie wygonisz? - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się uroczo. -Bierz chińszczyznę - dorzuciła jeszcze, zaglądając przez ramię Villedzie. Żołądek już się ucieszył na myśl, nie mógł być zawiedziony, że raptem wparuje tu... Cokolwiek innego. O nie, nie, nie.

Ines Villeda
mów mi/kontakt
leośka#3525
Ines Villeda
a

Post

W przeciwieństwie do niej, Madison faktycznie nie miała najlepszych stosunków z rodziną. Co innego u Villedów, gdzie każdy stał za sobą murem. Wskoczyliby za sobą w ogień, a dodatkowo Ines miała prywatnych ochroniarzy w postaci starszych, rosłych braci, mimo że doskonale potrafiła o siebie zadabać.
- Hej, nie zachowuje się lepiej tylko dlatego, bo mnie zaskoczyłaś, okej? Nie wiem czemu, ale takie niespodziewane wizyty wywołują u mnie niepokój. To trochę jak z musimy porozmawiać, działa na podobnej zasadzi - wyjaśniła pokrótce, jednak przez cały ten czas nie przestała się uśmiechać. Wręcz przeciwnie, japa cieszyła jej się od ucha do ucha z podekscytowania. Niby miały ze sobą kontakt, czasem rozmawiały na zoomie czy innych aplikacjach, ale co innego móc oglądać twarz kumpeli na żywo.
Szybko jednak wyciągnęła telefon i zanim zaczęła pokazywać zdjęcia z rejsu, zamówiła chińszczyznę. Najszybsza dostawa na Wyspie. Olać, że jedyna, bo w okolicy była jedyna chińska knajpka, a żeby skorzystać z innych, trzeba było płynąć do miasta, a o tej porze nie było to takie proste, bo pewnie prom, którym przybyła Moriarty był ostatnim.
- Masz, przeglądaj - podała jej swoją komórkę, bo tak było wygodniej. Nie miała tam nic do ukrycia, prywatne fotki trzymała w innym folderze. - W prawo do końca. O, tutaj Hawana, nasz pierwszy punkt wyprawy. Poznaliśmy tam cudownych ludzi, urządzili prawdziwą fiestę specjalnie dla nas. Tu na jachcie Césara, tutaj ja w w kapeluszu słomkowym - tłumaczyła skrupulatnie, ale ostatecznie pozwoliła Madison na przeglądanie zdjęć w spokoju.
Na jedzenie wcale nie trzeba było długo czekać, bo po chwili po zielonym domku rozległ się dźwięk dzwonka, a Cyganka zerwała się z fotela, żeby odebrać zamówienie.
- Dobrze wiesz, że cię nie wygonię - nawiązała do jej wcześniejszego pytania. - Po prostu cały czas zastanawiam się, co tutaj robisz. I co się wydarzyło w Nowym Jorku, że postanowiłaś przyjechać i zostać na niewiadomą ilość czasu - wzruszyła ramionami, podając jej pudełko z jedzeniem, a skinieniem głowy zachęciła ją do konsumpcji. Lepiej było jeść, póki ciepłe, a całość popić pysznym (chociaż nie dla Maddie) piwkiem.

Madison Moriarty
mów mi/kontakt
Zablokowany