Halloween było ulubionym świętem Ines. Zaraz po Gwiazdce, oczywiście, bo jednak na Święta Bożego Narodzenia zjeżdżała się cała rodzina i wtedy Villedowie biesiadowali od wieczora aż po świt. Kochała drążyć dynie, przystrajać mieszkanie rękodziełami w postaci pajęczyn i innych ozdób, które na co dzień w ogóle nie pasowały do wnętrza domku na Wyspie.
Tym razem, z racji, że Cèsar pił ze swoim najlepszym przyjacielem, na świętowanie umówiła się z jednym ze starszych braci. Emilio był jej najbliższy, to pewnie przez najmniejszą różnicę wieku, bo dzielił ich zaledwie rok, więc byli trochę jak bliźnięta - piękni i durni.
Cyganka od rana szalała po sklepach, żeby kupić coś, w co będzie mogła wystroić siebie i Emsa, a secondhandzie dostała różne materiały, które mogła później pozszywać. Nie robiła tego zbyt często, ale potrafiła obsłużyć się maszyną, matka, babka i ciotki postarały się, żeby nabyła umiejętności i umiała wykonywać podstawowe obowiązki, jak na kobietę przystało. I chociaż Ines miała to wszystko gdzieś i do kury domowej naprawdę było jej daleko, to gotowała, piekła, szyła i nawet robiła przetwory w słoikach, jeśli już ją naszło. Nie ku temu oporów, jednak i tak wolała skupiać się na muzyce.
Trzeba przyznać, że przed przybyciem brata postarała się - zrobiła krwawy, alkoholowy poncz, w którym pływały sztuczne gałki oczne i upiekła babeczki wyglądające jak zgniły mech. W rzeczywistości były przepyszne, ale chodziło o klimat. Emilio musiał pomóc jej tylko wybrać kreację, wydrążyć kilka dyń i pomóc ugotować zupę z resztek, bo szkoda było wyrzucać cały miąższ, skoro można było go dobrze spożytkować.
- No jesteś w końcu! - zawołała, gdy tylko stanął w drzwiach. - Wiem, że mieliśmy iść w miasto, ale pomyślałam, że najpierw wprawimy się tutaj. Nie jestem mistrzem oszczędzania, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, ile wydaje się w barach na alkohol. Te szoty są zabójcze - wskazała ręką na wazę, ale zaraz podskoczyła do brata i symbolicznie pacnęła go w głowie. Wiadomo, dla zasady. - Za kogo chcesz się przebrać? Kupiła trochę szmat i masek, chociaż z twoją mordą, to niewiele trzeba poprawiać - Ines była urocza jak zawsze, ale każdy, kto znał ją dłużej (albo jak w przypadku Emilio - całe życie) wcale nie był zaskoczony jej sarkazmem i dziwacznym poczuciem humoru. No i troską, którą okazywała, pieszczotliwie bijąc starszych braci po głowach. Nie mogli jej nie kochać. No cholera, była ich oczkiem w głowie! Pewnie dlatego tak krzywo łypali na Cèsara spode łba, jakby ten bezkarnie zabrał im siostrę i miał ją teraz na wyłączność. Trochę było w tym prawdy, ale jak widać, Cyganka zawsze znajdowała czas dla rodziny.
Emilio Villeda