To niewiarygodne, jak wszystko, co dobre bardzo szybko dobiegało końca. Tak było też w przypadku wspólnego rejsu z Césarem, gdzie podczas kilkutygodniowej wyprawy zobaczyli mnóstwo pięknych miejsc i poznali wielu wspaniałych, życzliwych ludzi. Niestety to mieli już za sobą i trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości. Wciąż nie zdecydowali się na wspólne mieszkanie, mimo że Arreola kupił dom pod Cape Coral i choć Cyganka bywała tam naprawdę często, to dalej wynajmowała dom na mieście. Miriam, która ostatnio przepadła jak kamień w wodę, wciąż dokładała się do czynszu, choć bywała tutaj raczej gościem - kręciła jakąś nową produkcję poza miastem, co wcale nie upoważniało jej do bycia chujową przyjaciółką i nie odzywania się przez kilka dobrych tygodni. W końcu Villeda też przestała dzwonić i pisać, nie było sensu pisać kolejnej wiadomości, kiedy ta pozostawała bez odpowiedzi. Czuła się z tym źle, była na nią wściekła, ale nie mogła bezustannie zabiegać o jej uwagę. A i tak przede wszystkim martwiła się i zastanawiała, czy wszystko u niej aby na pewno w porządku.
Grę w barze skończyła bardzo późno, jak zwykle zresztą, dlatego na Wyspę zabrała się z jednym z chłopaków z zespołu. Trochę pogadali, wypili pożegnalne piwo na plaży, po czym rozeszli się w swoje strony. Przed domem Ines przystanęła na chwilę i spojrzała w okno; w salonie paliło się światło, a przecież dałaby sobie rękę obciąć, że wyłączyła je przed wyjściem do pracy. A może wcale nie? Może znów zwyczajnie zapomniała? Powinna chyba zacząć brać jakieś tabletki na poprawę pamięci, bo alkohol już dawno wyżarł jej szare komórki.
Wspięła się po schodkach, wcisnęła klucz w zamek i przekręciła go, ale ten nawet nie drgnął. Szybko okazało się, że drzwi były otwarte. Okej, chaty też nie zamknęła? Nie, to niemożliwe, bez przesady. A może do Arreola zrobił jej niespodziankę i wpadł z niezapowiedzianą wizytą? Miał dodatkowy klucz, chociaż zwykle informował, że będzie na nią czekał. No i rzadko przypływał, kiedy nie byli umówieni, a dziś na sto procent nie mieli się widzieć. A może mieli?
Weszła do środka, ściągnęła buty i wychyliła się zza framugi; na kanapie siedziała Miriam i Cyganka, mimo że Diaz również tutaj mieszkała, chyba nie była przygotowana na jej powrót i konfrontację, jaka bezpośrednio się z nim wiązała.
- Co ty tu robisz? - zapytała bez zbędnego owijania w bawełnę. Żadnego cześć, dobrze cię widzieć. Ani me, ani be, ani pocałuj mnie w dupę, chociaż do tego ostatniego była bliska użycia. To niepierwszy raz, kiedy Miriam nagle odcinała się od niej bez słowa, a chyba nie na tym polegała przyjaźń. Jeśli jednak tak, to Ines wcale takiej przyjaźni nie potrzebowała.
Skrzyżowała ręce na piersiach i przywarła ramieniem do framugi, czekając na wyjaśnienia. I lepiej byłoby, gdyby Diaz postarała się, żeby te były sensowne.
Miriam Díaz