Karty postaciRelacjeMessengerKalendarzeInstagram
a
Awatar użytkownika
oh boi
25
179

Post

1.

Do tej pory Alfiemu zawsze wydawało się, że niewiele mu do szczęścia potrzeba. Najpierw ciuchy po straszych braciach, niezniszczone książki po siostrach, na prawie każdej stronie oznaczone kwiatuszkami i serduszkami z inicjałami chłopaków w środku, którzy w tamtym czasie im się podobali, potem ciuchy z second handów i używana deskorolka, którą Alfie kupił za własne, pierwsze zarobione pieniądze. Nie mógł sobie pozwolić na coś nowego, wypasionego i przede wszystkim markowego - i hej, do tego przecież był przyzwyczajony, nie? Nie narzekał, nie wymagał od rodziców bóg wie czego i przede wszystkim nigdy nie czuł potrzeby, by ludziom pokazywać, że ma więcej niż w rzeczywistości. Ale życie się zmienia, prawda? Raz jest tak, za chwilę już inaczej. Zmieniło się więc jego podejście, chwilowo też status i przede wszystkim to, czego do osiągnięcia szczęścia potrzebował - i to tylko i wyłącznie przez to, że, jak to mówią, głupi ma szczęście. Bo nie, jego ostatniej wygranej w pokera nie można nazwać ani profesjonalną rozgrywką ani czymś, co było do przewidzenia. Tylko zwykłym, chwilowym szczęściem.
Ale w tym przypadku to szczęście trwało już kilka dni. Uśmiech z buźki Alfiego nie schodził nawet kiedy wpakował się już do domku Ines, nie pukając ani nie dzwoniąc, czyli dokładnie tak, jak miał w zwyczaju robić. Ściągnął za to buty i już od wejścia wesoło gwizdał, w ten sposób obwieszczając swoją obecność na wyspie. Bo jak to Alfie, smsa, że jest już blisko też zapomniał wysłać, tym samym skazując się teraz na cierpliwe czekanie aż Ines odgrzeje wczorajsze jedzenie. – Joł, siora, siemano! – rzucił, kiedy wreszcie dojrzał znajomą twarz krzątającą się gdzieś po salonie. – O paaaatrz, zapomniałem napisać – z udawanym smutkiem jęknął, doskakując do niej i czule obejmując na powitanie, w którym nie mogło zabraknąć przelotnego buziaka w policzek. Przyzwyczajony był do tego w takim stopniu, że przypadkowe laski poznane dzień wcześniej też czasem z rozpędu pocałował, orientując się dopiero po czasie, że może nie do końca mu wypada. Ale spoko, jak coś to tylko taki policzek, nic wielkiego, nie? – Dobra, słuchaj, ja Ci całą historię opowiem o ile mi obiecasz tu i teraz, normalnie na wszystko co masz, że nie powiesz ani słowa matce. A-N-I-S-Ł-O-W-A – był pewny, że Ines załapie, ale w razie czego i tak dodatkowo to przeliterował, dla lepszego efektu. – Ale najpierw mi mów ile mam Ci oddać, bo już nie pamiętam. I podgrzewamy to żarcie? Głooooodny jestem – do tego stopnia, że zamiast usiąść spokojnie na tyłku ruszył już w stronę lodówki i zaczął się rządzić tak, jakby to był jego dom i jego jedzenie.

Ines Villeda
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! BOGATE CV BAŚNIOPISARZ Trying my best ALL BY MYSELF ROLLING IN THE DEEP HAZARDZISTA POMYSŁOWY DOBROMIR LEKKODUCH Gram na nerwach DIGITAL LOVE GAME MASTER
mów mi/kontakt
autor
Ines Villeda
a

Post

#65

Szczerze, tak z ręką na serduszku, wiadomość od Alfiego mocno ją zaskoczyła. Do tego stopnia, że papieros, którego paliła na werandzie, wysunął jej się spomiędzy placów, gdy zerkała w ekran telefonu. Po pierwsze - chyba już dawno zapomniała o tych pieniądzach, co to pożyczyła mu je jakiś czas temu. A po drugie - w życiu nie spodziewałaby się, że brat kiedykolwiek jej odda taką pokaźną sumkę. I to całą kwotę od ręki! Węszyła w tym jakiś spisek, albo przynajmniej nielegalne interesy, jednak nie zamierzała suszyć mu głowy, dopóki nie porozmawia z nim w cztery oczy.
Ines, jak na starszą siostrę przystało, czuła się odpowiedzialna za młodsze rodzeństwo. Nie, nie pilnowała ich na każdym kroku, nie umoralniała non stop i nie trzymała za rączkę, żeby przypadkiem nie wypieprzyli się na życiowych zakrętach, kiedy skarpetki antypoślizgowe nie zdadzą sprawdzianu. Pozwalała im popełniać własne błędy, a od krzyków i haseł o rozczarowaniu byli rodzice. Ona, co najwyżej, mogła zjebać swoje rodzeństwo od góry do dołu, kiedy pozwalali sobie na zbyt wiele i to, co robili miało istotny wpływ na ich życie.
Przywykła do tego, że każdy wchodził do zielonego domku niczym do stodoły - bez pukania i bez pofatygowania się o ciche zamknięcie drzwi. Nie, po chuj! Najlepiej wjechać z buta i huknąć, aż prawie wypadły z zawiasów!
Na widok młodszego brata, pokręciła tylko głową i niechętnie zwlekła się z kanapy, żeby wstawić paellę do piekarnika. Gdyby dał znać, jedzenie miałby podane od ręki, a tak to sorry, sam sobie strzelił w kolano.
- No siemano i do brzegu - zaczęła bez owijania w bawełnę. - Skąd masz kasę, żeby oddać mi osiem stów? - zerknęła na niego podejrzliwie, tym samym dając do zrozumienia, ile jej wisiał. Pewnie trochę czasu minęło od pożyczki, ale Ines nie była materialistką i nie upominała się o pieniądze, a już na pewno nie robiła tego, kiedy sytuacja dotyczyła rodziny. - I bez obaw, nie powiem nic matce, słowa skauta - przyłożyła dłoń w miejsce, gdzie biło jej cygańskie serce i wsunęła brytfankę z paellą do piekarnika. Nie oszukujmy się, Ines nigdy skautem nie była, więc nie odbierze sprawności za dotrzymanie tajemnicy, ale i tak nie zamierzała pisnąć mamie pary z ust. Ani ojcu. Ani nawet babci. To się nazywa solidarność między rodzeństwem i u niej jego sekret był bezpieczny aż do grobowej deski.

Alfie Villeda
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
oh boi
25
179

Post

Nie zdążył wygrzebać niczego ciekawego z lodówki, do czasu aż Ines znalazła się tuż przy nim i zmuszony był odsunąć się na bok, żeby chociaż pozwolić jej przygotować to jedzenie, na które z utęsknieniem już czekał. Równie tęsknym wzrokiem powędrował za brytfanką, na której na nieco dłuższą chwilę zawiesił wzrok, odrywając go dopiero kiedy usłyszał kwotę. ILE?! – Jakie kurwa osiem stów? – aha, czyli pożyczał kiedyś więcej i częściej, a łącznie z tą setką dolców, no sto pięćdziesiąt dokładnie, które wziął ostatnio, jego zadłużenie wynosiło już osiem, kurwa, stów. Chyba, że jak na cygańską duszę przystało, Ines wywęszyła w tym okazję na zarobienie pieniędzy i policzyła sobie jakieś odsetki, jednocześnie milcząc i nie upominając się, że jej ukochany, młodszy brat winny jest jakiś hajs. Alfie by tak zrobił, chociaż może nie własnej rodzinie. Ale ogólnie by zrobił. – A dobra, nieważne – machnął zaraz ręką, uśmiechając się na nowo do siostry, bo co to było dla niego osiemset dolców? Szczególnie teraz! – Ale ta historia jest krótka i nudna, nie? Więc stój sobie, siadać nie musisz, to nic wielkiego. Bo po prostu ten hajs wygrałem – chociaż rzucił to z jakąś obojętnością w głosie, w środku wręcz pękał z dumy, szczerząc się przy tym tak, że na następny dzień spokojnie będzie mieć jakieś zakwasy szczęki, policzków czy czegoś takiego. Hej, miał do tego pełne prawo, nie? Prawdopodobnie nigdy wcześniej takich pieniędzy ani nie trzymał na raz w ręce ani nie miał na swoim koncie, a już na pewno nie zebrał nawet 1/10 tego do świnki skarbonki, więc... po prostu się cieszył. Jak na dwudziestopięciolatka przystało. – O jak zajebiście pachnie. Sama robiłaś czy pomagał Ci twój ukochany Cesare? – przy ostatnich dwóch słowach, jak to Alfie miał już w zwyczaju kiedy tylko wspominał imię starszego Arreoli, zacmokał teatralnie w stronę Ines, mrużąc śmiesznie oczy na wzór tego, jak ludzie zwykli je zamykać kiedy z kimś się całowali. Takie droczenie się było zresztą w jego towarzystwie na porządku dziennym i stety lub nie, Alfie z uśmiechem na buzi nic sobie z tego nie robił. Nawet jeśli przeginał. – Jezu no nie patrz tak na mnie, już Ci wszystko powiedziałem – bzudra, może dopiero małą część, pomijając najważniejszy w tym wszystkim fakt - JAK tyle pieniędzy wygrał. I może jeszcze GDZIE. – Ej a masz te takie śmieszne czekoladki z orzechami co ostatnio Ci wyjadłem? No wiesz, te okrągłe – palcem w powietrzu narysował jakiś kształt, który zupełnie nie wyglądał jak coś okrągłego, po czym sam, znowu rządząc się jak u siebie, drugi raz otworzył lodówkę, tym razem dokładniej przyglądając się co jest w środku. Czekoladek tak szybko nie znalazł, ale po chwili rozglądania wypatrzył interesujące go sreberko z jakimś innym ciastkiem w środku, które wziął do ręki, żeby zaraz pomachać nim w powietrzu. – Twoje? Mogę? – no tej współlokatorce Ines to nie zabierze, ale co innego samej Villedzie.
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! BOGATE CV BAŚNIOPISARZ Trying my best ALL BY MYSELF ROLLING IN THE DEEP HAZARDZISTA POMYSŁOWY DOBROMIR LEKKODUCH Gram na nerwach DIGITAL LOVE GAME MASTER
mów mi/kontakt
autor
Ines Villeda
a

Post

Osiem stów to wcale nie było aż tak dużo przez te wszystkie lata, co dawała mu kasę na batona czy jakieś chipsy. Jakby podliczyła go ze wszystkich zaskórniaków, z których zdołał ją oskubać przez te lata, to nie wypłaciłby się do końca życia, nawet z tą swoją wygraną.
Zaraz, moment. Czy Alfie chciał przez to powiedzieć, że znowu grywał w pokera? Czy on przypadkiem nie miał z tym skończyć?
- Myślałam, że już nie grasz - Ines zlustrowała brata posępnym spojrzeniem, bo chyba nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Wolałaby usłyszeć, że Alfie te pieniądze uczciwie zarobił ciężką, żmudną pracą, a nie wygrał w karty, na automatach czy w jakiś inny, nielegalny sposób. Och, miał wiele szczęścia, że obiecała nie powiedzieć o wszystkim matce, inaczej miałby przejebane. Już czekałaby go rodzinna interwencja w wersji hiszpańskiej.
Przewróciła oczami, słysząc w jaki sposób brat wypowiadał imię Cèsara. A to gówniarzy bezczelny, czasem Cyganka naprawdę miała ochotę zdzielić go szmatą przez głowę, jak to zwykle robiła ich matka, kiedy któreś na zbyt dużo sobie pozwolało.
- Sama robiłam. To ta paella z przepisu abueli, ale chyba nie wyszła taka dobra - wzruszyła ramionami z lekkim zawiedzeniem. W tej potrawie ewidentnie czegoś brakowało i choć Ines przygotowała ją zgodnie z wielopokoleniowym przepisem, jej smak różnił się od tego, który znała z paelli babci. - Zresztą spróbujesz i zobaczysz - powiodła wzrokiem za palcem brata, który kreślił w powietrzu kółeczka. - Nie mam tamtych cukierków, ale ciastka są moje, tylko... - nie zdążyła dokończyć, bo Alfie już wpakował sobie cały smakołyk do buzi. - Tylko one są z trawką - uśmiechnęła się łobuzersko, ale nie sądziła, żeby taka wieść jakkolwiek ugodziła brata. Powinien cieszyć się, że częstowała go najlepszym towarem w mieście i okolicach, i to wprost z ogródka abuelity.
Wraz z charakterystycznym dźwiękiem piekarnika, Ines wyjęła paellę i nałożyła ją na dwa talerze, jednak zanim podała sztućce, wystawiła w kierunku Alfa dłoń i kilka razy znacząco zgięła palce. Halo, gdzie jej szmal? Na przechwałki o wygranej to był czas, ale hajsu do ręki jak nie było, tak nie ma.
Czekając na kasiorę, ponownie przyjrzała się uważnie niewinnej twarzy braciszka, jakby coś Ines tutaj nie grało, ale jeszcze do końca nje widziała co.
- Czekaj, ile właściwie wygrałeś? - no bo jak tysiaka, to słabo, bo tym sposobem zabierze mu prawie wszystkie pieniądze i znów za jakiś czas zgłosi się po pożyczkę, więc jaki w tym sens? Właściwie żaden. Najwyżej weźmie od niego połowę i na razie odpuści sobie odsetki, niech zna łaskę ukochanej siostry.

Alfie Villeda
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
oh boi
25
179

Post

A zapytałaś mnie jak wygrałem? Może się z kimś założyłem, co? – ale to też w zasadzie była gra, o czym pomyślał dopiero jak już zaczął bezsensownie klepać, więc póki Ines nie użyła w jego obecności słowa poker, grać jak najbardziej dalej tu pasowało. Bo grał. Grał kiedyś, grał teraz i grać będzie jeszcze dłuuuugo, skoro tak dobrze mu szło. Heh. – Ja już wiem co chcesz powiedzieć i od razu mówię NIE. Nie pozwalam robić Ci z tego jakiegoś wielkiego halo, bo WY-GRA-ŁEM. Jakbym Ci te osiem stów przepuścił to byś mogła dopiero wtedy gadać – zawsze musiał się mądrować i mieć pierwsze, a potem na sam koniec ostatnie słowo, bo inaczej nie byłby sobą. Ines też by nie była gdyby przemilczała temat, ignorując fakt, że znowu poszedł do kasyna i znowu grał w turnieju wymagającym trochę więcej niż chwilę wolnego czasu i zbierane co kilka godzin wirtualne żetony na jakiejś internetowej stronce. Ale hej, Alfie naprawdę nie przesiadywał tam dniami i nocami, a na palcach obu rąk mógłby policzyć ile razy grał na prawdziwe pieniądze, bo naprawdę były to ilości tak małe, że aż śmieszne. W tym na aż tak DUŻE pieniądze to może nawet na jednej ręce. – A no, wiem która! To sory Ines, ale nawet jeśli będzie dobra, wiem że nigdy nie dorówna tej babci. Aż chyba skoczę do niej któregoś dnia to może zrobi. Dawno ostatnio byłaś? – dopytał, w myślach mniej więcej próbując podliczyć ile czasu minęło od jego ostatniej wizyty u babci. Ale ich kochana abuelita, z taką ilością wnuków jaką miała z każdej możliwej strony, prędzej mogłaby mieć dość ciągłych wizyt Villedów zamiast cieszyć się, że albo taki Alfie albo taka Ines znowu do niej wpada. Przynajmniej w taki sposób tłumaczył to sobie Alfik, kiedy zdarzało mu się dwa tygodnie w jej domu nie pojawić i nawet nie zadzwonić z pytaniem jak się czuje. Chociaż patrząc na jej stan, czasem całkiem na poważnie myślał, że jak tak dalej pójdzie to abuela i jego mogłaby przeżyć.
U, dobre – no wpakował już sobie całe ciastko do buzi, niezupełnie przejmując się faktem, że zamiast orzechów dodana była do niego trawa. Nawet, co dla Alfiego było tak typowe, z pełną buzią głupio się jeszcze wyszczerzył. – Podzieliłbym się nawet, gdybyś nie bawiła się w dorosłego człowieka i nie miała zamiaru iść do roboty za... za ile właściwie musisz tam być? – nie mógł poczekać z tym pytaniem jak już wszystko przeżuje, więc trochę sepleniąc kończył swoje ciastko, wpatrywał się w Ines i jeszcze gdzieś w międzyczasie zerkał na piekarnik, z którego niedługo później starsza Villeda wyciągnęła jedzenie. Mimo cudownego zapachu i głodu, który coraz bardziej odczuwał, nie umknęło mu jednak ani jej pytanie, ani ten gest, na który jedynie wywrócił oczami. – Kilka kafli – albo raczej kilkanaście, co za różnica. – Osiem? To masz tu dwa, trzy, czteeeery... – powoli odliczał banknoty, które wyciągnął chwilę wcześniej z portfela, i kiedy już równo osiem Benjaminów Franklinów oddzielił od reszty, z głupim uśmieszkiem podał je Ines. – Dobrze robiło się z tobą biznesy. Ale chwilowo więcej nie zamierzam – za to zjeść paellę z przepisu babci już tak, więc wbił już w jedzenie widelec i wpakował sobie pierwszą, jeszcze gorącą porcję do buzi.

Ines Villeda
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! BOGATE CV BAŚNIOPISARZ Trying my best ALL BY MYSELF ROLLING IN THE DEEP HAZARDZISTA POMYSŁOWY DOBROMIR LEKKODUCH Gram na nerwach DIGITAL LOVE GAME MASTER
mów mi/kontakt
autor
Ines Villeda
a

Post

- Zesrałeś się - odparła natychmiast bardzo zgryźliwie, jak na prawdziwą Ines przystało. Znała go nie od wczoraj i wiedziała, że z Alfiego był niezły gagatek, więc bujać, to ona, nie ją. Nie miała zamiaru niczego przemilczeć, ale nie chciała też wyjść na kapusia, w końcu wiedziała, czym była solidarność wobec rodzeństwa. Trzymali się razem i chociaż Cyganka była starsza, to potrafiła być w porządku i przymykała oko na wybryki sióstr i braci. Sama wcale nie była lepsza, a Alfie nie miał pojęcia, ile razy wylądowała w areszcie z własnej głupoty. Jedni zbierali znaczki, inni pocztówki, a ona kolekcjonowała mandaty. - Ale dobra, to twoja wygrana i nic mi do tego. Tylko nie przepierdol tego szmalu na głupoty - uśmiechnęła się zadziornie. Nie pozostało nic innego, jak tylko czekać, aż znów przyjdzie z podkulonym ogonem i poprosi o skromną pożyczkę.
Nałożyła na talerze dwie solidne porcje paelli i podsunęła jeden z nich bratu pod nos. Niech żre i nie mówi, że siostra zla.
- Byłam u niej niedawno, wymyśliła pranka na jej beznadziejnym sąsiedzie i chciała, żebym jej pomogła. Ubrałyśmy jego kury w oczojebne stringi, a na telewizorze załączyłyśmy mu z mojego telefonu porno z karłami. Musiałbyś zobaczyć jego minę, bezcenny widok - zaśmiała się w głos, przypominając sobie, jak ten stary dziad zerwał się z kanapy, żeby pośpiesznie wyłączyć telewizor. - Niedługo wybieram się do niej na lekcję jogi, możesz powyginać się z nami, jeśli chcesz - może nie była to dla Alfiego idealna rozrywka, ale zawsze miło spędzić czas w rodzinnym gronie, prawda? Babcia na pewno ucieszy się, że jej wnuczek pojawi się w Cape Coral. Poza tym abuela odbiegała od schematów typowej babuni, co do tego nie było żadnych wątpliwości.
Zgarnęła osiem stówek ze stołu i ukryła je w przedniej kieszeni dżinsów. Tam były bezpieczne, a jej pieniądze na pewno się przydadzą, ostatnio lubiła tak żyć sobie od wypłaty do wypłaty i mimo że Cèsar zawsze wyciągał pomocną dłoń, ona nie chciała, żeby za wszystko płacił. Miała swój cygański honor!
- Gram w barze u Jimmy'ego tylko wieczorami. Mógłbyś czasem wpaść, żeby dopingować - nie, żeby zależało jej na widowni, ale fajnie, jak czasem wpadał ktoś z rodziny, bo potem zawsze czekały na niego darmowe drinki. - Ale nie, po co, najlepiej mieć w dupie starą siostrę i przychodzić do niej tylko z konkretnych powodów - wygięła usta w podkówkę, udając wielce zasmuconą, ale tak naprawdę wcale się nie gniewała. Rozumiała, że rodzeństwo miało swoje życie i nie zawsze znajdowało czas, żeby posłuchać jak piała do mikrofonu, uderzała w klawisze pianina i szarpała struny akustycznej gitary.

Alfie Villeda
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
oh boi
25
179

Post

Nawet jeśli to była oczywista oczywistość, Alfie nie miał zamiaru na głos wspominać, że część wygranej na bank pójdzie na jakieś kolejne turnieje, wymagające mniejszego lub większego wkładu na start. Nie zamierzał też przepierdolić wszystkiego na głupoty, ale tu chyba warto wspomnieć, że według niego poker wcale jedną z nich nie był - więc jeśli to w ten sposób straci wszystkie lub chociaż większość pieniędzy, wcale, ale to wcale nie przyzna się, że zrobił coś głupiego. Cały Alfie. – Tak tak, bla bla bla, szanuj pieniądze – dokończył po Ines, wiedząc, że czymś takim coraz bliżej mu do nadwyrężenia jej cierpliwości, jaką cudem jeszcze względem Alfiego miała. Naprawdę zadziwiał go fakt, że przez tyle lat kiedy doprowadzał ją do szewskiej pasji jeszcze nie dostał w zamian w łeb tak, że w końcu by się opamiętał. Nie liczył oczywiście tych wszystkich razów kiedy tak po prostu go trzepnęła, identycznie jak sam miał w zwyczaju robić względem młodszego brata. Sióstr czasem też. – Lol co? – prawie się popluł kiedy usłyszał co z abuelą ostatnio zrobiły, nawet jeśli czegoś takiego po najstarszej Villedzie totalnie można było się spodziewać. – Czemu do mnie nie zadzwoniłaś? Myślisz że wolę iść na taką jogę zamiast zobaczyć minę tego typa? – noo, jakby to powiedzieć... nie? – W ogóle czy Ty serio widzisz mnie na jakichś lekcjach JOGI? NIE-MO-ŻLI-WE – aż posłał Ines rozbawione spojrzenie, nie tylko dlatego że właśnie wyobraził sobie siebie powyginanego w każdą możliwą stronę, ale głównie przez sam fakt, że zaprosiła go na coś takiego. – Dobra wpadnę. Ale co najwyżej zrobić Ci jakieś super nowe foty na insta, żeby Cesar miał co komentować – tym razem darował sobie cmokanie w powietrzu, ale i tak zafalował brewkami, pakując sobie do buzi kolejną porcję jedzenia. Przy okazji jak już schował portfel do tylnej kieszeni spodni, z przedniej wyciągnął telefon i na szybko zrobił Ines zdjęcie, na którym akurat sama brała do buzi dużą porcję makaronu i wyglądała... jak typowa Ines. – Chyba że wrzucisz to? – pewnie niewiele zdążyła zobaczyć przez jakieś dwie sekundy, kiedy telefon Alfiego był w jej stronę odwrócony, ale nie było tu żadnych wątpliwości, że od teraz to jego ulubione zdjęcie, które niedługo będzie też dopisane do numeru starszej siostry. I chociaż takie zagrywki, jak robienie fot znienacka, były u nich na porządku dziennym, nigdy w życiu sam publicznie by nie udostępnił jakiegoś przypałowego zdjęcia, które na wieki wieków powinno zostać tylko i wyłącznie w jego telefonie. Więc chociaż tu Ines nie musiała się niczego obawiać.
Nawet nie próbuj udawać, że dzisiejszy powód Ci się nie podobał – normalnie gotów był zaraz jej zagrozić, że kolejny raz już takiego nie wymyśli, co równałoby się z jawnym przyznaniem się do tego, że swoich pożyczek spłacać nie będzie. Albo raczej że kolejnych pożyczek w ogóle nie będzie, jeśli by spojrzeć na to nieco bardziej optymistycznie. – Jak masz więcej takich ciasteczek to ja mogę wpaść nawet i dzisiaj. Jakoś to wtedy zniosę – Alfie zawsze odpłacał się pięknym za nadobne, więc prędzej czy później coś zgryźliwego z jego ust też można było usłyszeć, szczególnie gdy on wcześniej podobne komentarze musiał przyjąć do siebie. Absolutnie nie traktował ich jednak poważnie i absolutnie tych swoich nie wypowiadał z czystej złośliwości - Alfie nie był człowiekiem złośliwym, o czym Ines, jako jego rodzona siostra która spędziła z nim większość swojego życia, bijąc się o pilota do telewizora, wyganiając z pokoju kiedy wchodził bez pukania czy kłócąc o ostatni kawałek tortu, powinna wiedzieć. I wiedziała, nie? – W ogóle chyba rzucę tą robotę na myjni. Trochę mi już niepotrzebna.

Ines Villeda
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! BOGATE CV BAŚNIOPISARZ Trying my best ALL BY MYSELF ROLLING IN THE DEEP HAZARDZISTA POMYSŁOWY DOBROMIR LEKKODUCH Gram na nerwach DIGITAL LOVE GAME MASTER
mów mi/kontakt
autor
Ines Villeda
a

Post

Właśnie, jakim cudem miała jeszcze niewyczerpany pokład cierpliwości wobec brata, to tego chyba najstarsi Cyganie nie potrafiliby wyjaśnić. W tej rywalizacji i tak zwyciężał César, przy którym musiała kształcić się w stoickim spokoju, a i tak jak nikt inny na świecie, doprowadzał ją do takiego stanu, że Ines miała ochotę wyjść z siebie i stanąć obok.
- Szanuj pieniądze, bo dobrze pamiętasz, jak w domu rodzice musieli nieraz odkładać cent do centa - machnęła w jego kierunku widelcem, a kilka nitek makaronu z jego końców spadło na talerz Alfiego. Ups. No nic, jej zarazki były w tym momencie również jego zarazkami.
Trochę wychodziła na hipokrytkę, bo pieniądze wcale jej się nie trzymały i czasem tak ciągnęła od wypłaty do wypłaty. Tylko tutaj sytuacja wyglądała inaczej, ona po prostu prowadziła beznadziejny tryb życia, ale nie przepuszczała hajsu na coś, co mogło, ale wcale nie musiało przynosić zysków. Była przekonana, że Alfie więcej kasy w swoim życiu przegrał, niż teraz wygrał, a jeśli nie, to i tak włoży go z powrotem w hazard.
- Nie zadzwoniła do ciebie, bo abuela prosiła mnie, żeby to zostało pomiędzy nami - nie mogła wystawić babci, kiedy ta potrzebowała jej pomocy i liczyła na dyskrecję. - Ale nie martw się, wciąż cię kocha. Nie bez powodu nazwała lamę twoim imieniem - czy to był taki komplement, to niekoniecznie, ale faktycznie abuelita posiadała lamę o imieniu Alfredo. Możliwe, że zrobiła to na cześć wnuczka, a możliwe, że po prostu miała zbyt wiele wnucząt, żeby spamiętać ich imiona.
Skrzywiła się ostentacyjnie, spoglądając w telefon brata, gdzie wyświetliła się jej fotka, na której miała otwartą gębę.
- Weź spierdalaj - burknęła pod nosem i w pierwszym momencie miała ochotę wyrwać mu komórkę z ręki, ale szybko zrezygnowała, bo przecież to była jak walka z jebanymi wiatrakami. Dlatego Ines tylko wywróciła teatralnie oczami i skubnęła z talerza trochę warzyw.
No tak, wiadomo, kochany braciszek chętnie wpadałby do baru, gdzie występowała, znacznie częściej i całkiem bezinteresownie, gdyby tylko wpychała w niego ciasteczka z marihuaną.
- A ty myślisz, że zielone to z nieba spada? Do takich ciasteczek potrzebny jest towar, a po niego trzeba jechać do babci. Jak pojedziesz i przywieziesz, to upiekę ciastka. Ale nie dziś, bo do rana będę u Jimmy'ego, więc jak chcesz, wpadnij. Jak nie, to nie, bez łaski - wzruszyła ramionami, chociaż pewnie na barze powiedziałaby chłopakom, żeby poczęstowali jej młodszego brata jakimś mocnym drinkiem, który zmiótłby go z planszy.
Na wzmiankę o rzuceniu pracy, zastygła z widelcem przy ustach, a potem odłożyła go z hukiem na stół.
- No chyba sobie, kurwa żartujesz - Cyganka aż wyprostowała się, żeby wyglądać poważniej. Czy on sobie żarty stroił? Do reszty go pojebało? Co za durny, nieodpowiedzialny gówniarz. Och, niech tylko matka się dowie. - Masz zamiar utrzymywać się z tego, co wygrałeś do usranej śmierci? O proszę, miliarder się znalazł. Drugi Bill Gates - wygrał zaledwie kilkanaście tysięcy i już mu się w dupie poprzewracało. Typowy Alfie.

Alfie Villeda
mów mi/kontakt
a
Awatar użytkownika
oh boi
25
179

Post

Pamiętał i to tak dobrze, że wystarczyło to krótkie przypomnienie by zamilkł i przemyślał swoje lekceważące podejście do pieniędzy. Niestety długodystansowo takie słowa nie działały i pewnie kiedy tylko Alfie przekroczy próg drzwi domku Ines, zapomni o jej słowach i poświęceniu, w jakim żyli ich rodzice większość swojego życia. Strasznie słabe, tak, ale co? Alfie taki już po prostu był. Nie dorósł tak jak przeważająca liczba jego równieśników i nie patrzył w przyszłość wystarczająco do przodu, by zrozumieć, że wygrane pieniądze lepiej zainwestować w nieco inny sposób niż kasyno. Kasyno, które w tej chwili wydawało się jedyną słuszną opcją pomnożenia tysięcy dolarów, w jakich posiadaniu był młodszy Villeda.
Spojrzał na Ines zupełnie tak, jakby właśnie patrzył na jakąś kosmitkę. – To ta lama musi być chyba pierwszej klasy – zażartował tak bardzo w swoim stylu, że nawet jeśli jego słowa nie były śmieszne, sam fakt, że je wypowiedział powinien rozbawić starszą Villedę. Nie pamiętał żeby jakiekolwiek zwierzę abueli nazywało się Alfonso (Alfonso, nie Alfredo!! bo zaraz ja sama zacznę mylić :lol: ) albo chociaż Diego, po ich młodszym bracie, ale nie dość, że nigdy do tych wszystkich wiejskich utrzymanków Ernestiny nie przykładał większej wagi, to jednak czegoś takiego mógł się po niej spodziewać. Nie wywrócił więc oczami, nawet jeśli bardzo go kusiło, a swoją uwagę przeniósł wyłącznie na jedzenie i spadający z widelca makaron. Zaraz po tym jak zrobił to niefortunne i wyjątkowo niefotogeniczne zdjęcie, a telefon schował głęboko w kieszeni spodni. – Eeeeeeej, obrażę się za takie słowa – wszystko to było na żarty, ale dla podkreślenia wagi sytuacji Alfie zrobił jakąś krzywą, niezadowoloną minę, wprost mówiącą przeginasz, Ines. Co z tego, że sam przed chwilą też przegiął, perfidnie robiąc jej na złość. – Bez łaski, bez łaski – przedrzeźnił jej ostatnie słowa, na moment racząc ich chwilą ciszy, kiedy wpakował sobie do buzi wyjątkowo dużą porcję jedzenia. – Jak będę miał po drodze to wpadnę. I do abueli, i do Jimmy'ego – bo to przecież nie było tak, że Alfie wzbraniał się rękami i nogami by nie odwiedzić siostry w pracy, kibicując jej z jakiegoś odległego od sceny miejsca. Po prostu cierpiał na brak czasu, mając własne życie i własne sprawunki, do których między innymi należała jego własna praca. Tak, dokładnie tak. Praca, obowiązki dorosłego człowieka, gdzieś tam też kasyno i mnożenie wygranych w nim pieniędzy. Ale to w końcu też praca, nie? – Wyluzuj – bardziej wyjęczał niż powiedział to takim swobodnym tonem głosu, do którego ostatecznie zmusić się nie umiał. – A profesjonalni gracze w pokera to co kurwa robią? Niby nie pracują, biorąc udział w turniejach? Więc ja też będę tak pracować. To wcale nie jest takie proste jak Ci się wydaje – nie, zdecydowanie nie było. – Nie jęcz. I nic matce nie mów, bo na zawał zejdzie – uniósł do góry palec wskazujący, celując prosto w Ines. – Dobrze?

Ines Villeda
SŁODKIEGO, MIŁEGO ŻYCIA - dla każdego, z okazji trzech miesięcy aktywności forum! BOGATE CV BAŚNIOPISARZ Trying my best ALL BY MYSELF ROLLING IN THE DEEP HAZARDZISTA POMYSŁOWY DOBROMIR LEKKODUCH Gram na nerwach DIGITAL LOVE GAME MASTER
mów mi/kontakt
autor
Ines Villeda
a

Post

O chuj, faktycznie, lama abueli miała na imię Alfredo, a nie Alfonso. Ale zawsze można było skrócić do Alfie, wydźwięk był ten sam. Ines to jednak siostra na medal, nawet nie pamiętała imion swojego rodzeństwa. Pewnie dlatego, że miała go zbyt dużo.
- No no, obrażaj się - machnęła ręką na udawane obruszenie brata. Jeszcze jakby coś sobie z tego robiła. Zawsze jechała równo po wszystkich, zawsze w żartach i chyba wszyscy przywykli do jej uszczypliwości i sarkazmu. Dobra, umówmy się, Alfie był jej ulubionym bratem, bo chociaż bawił się w zawodowego pokerzystę, to miał równie nasrane w głowie, co ona.
Ogólnie, to fajnie mieli z taką siostrą, która stała za nimi murem i była ostatnią osobą do podpierdalania rodzicom o ich wybrykach. Pewnie dlatego, że sama miała dużo za uszami. Poza tym wychodziła z założenia, że im mniej mamá y papá wiedzą, tym spokojniej śpią.
- Luzuj majty, nic nie powiem - wywróciła teatralnie ciemnymi ślepiami, zabierając sprzed nosa Alfiego pusty talerz i wstawiła go do zlewu licząc, że naczynia pozmywają się same. - Tylko nie rób głupstw - teraz sama brzmiała, jak ich matka, ale taka niewdzięczna rola starszego rodzeństwa. Szkoda, że matkowanie tak bardzo nie weszło jej w krew, stąd potwierdzenie, że byłaby beznadziejną rodzicielką dla własnych pociech.
Cyganka pokręciła się trochę po kuchni i wymownie spojrzała na wiszący na ścianie zegar. Robiło się późno, jak tak dalej pójdzie to nie zdążą na ostatni prom do miasta, a wtedy nie stawi się na czas u Jimmy'ego i znowu padną podejrzenia, że zachlała.
- Poczekasz na mnie chwilę? Ogarnę się szybko i wrócimy razem - zaproponowała i zanim doczekała się odpowiedzi, ruszyła do łazienki pod prysznic. Cała procedura nie zajęła jej dużo czasu, ogarnęła się z grubsza, bo makijaż i tak miała zamiar poprawić przed wejściem na scenę, więc wychodząc, zgarnęła jeszcze z szafki kilka ciastek, które ukrywała na czarną godzinę i wcisnęła je bratu, żeby nie mówił, że siostra taka zła.

Alfie Villeda

/zt 2x
mów mi/kontakt
Zablokowany