#2 Ubranko
Było wiele powodów, dla których zgodziła się na zaproszenie do domu strachów. Po pierwsze - uwielbiała horrory. Im starsze i bardziej kiczowate, tym żywszym darzyła je uczuciem. Po drugie, od powrotu do Hope Valley tylko błądziła po omacku, obijając się o przysłowiowe ściany swojego życia, więc nic nie stało na przeszkodzie, by w końcu zaznała odrobiny radości. Ostatnim zaś powodem było to, że mogła wyobrazić sobie na jednym z rekwizytów twarz tamtej lafiryndy, która wrobiła ją w plagiat, pokopać go, a potem udawać, że to wszystko była kwestia tego, że się strasznie przeraziła realizmem. To brzmiało jak plan idealny, który w końcu pozwoliłby dać jej upust emocjom.
Żeby jednak się gdzieś wybierać, trzeba minimalnie ogarniać. Zdrowy rozsądek i minimum rozwagi zostawiła jednak na uniwersytecie, toteż nawet nie spostrzegła, że znalazła się w niewłaściwej kolejce. Trochę martwiło ją, że na grupowej konwersacji już nikt nie odpowiadał. Nikt też nie odbierał telefonu, więc gdzie, do licha ciężkiego, się podziali? Wystawili ją? Zabił ich psychopata?
Szczerze życzyła im, żeby to jednak była kwestia psychopaty. Inaczej gotowa była dać upust swej latynoskiej naturze i trochę poprzestawiać im kości w ciele.
Udało jej się w końcu znaleźć na przedzie kolejki i pokazała swój bilet w telefonie, po czym kasjer popukał się w czoło i powiedział jej, że to nie to miejsce.
NIE TO MIEJSCE.
Przełykając w sobie cały wstyd (borze, ludzie pomyślą, że jest jakąś oszołomką) i złość (do chuja, dlaczego jest tu tak mało oznaczeń kolejek?!), pomknęła do właściwego miejsca. I znów życie postanowiło dać jej mokrą szmatą po pysku. Wszyscy już weszli, zabawa trwała w najlepsze i nie było opcji, żeby tak po prostu ich dogoniła.
- To ja pójdę sama - zaproponowała usłużnie, gdy stojący przed nią pan skończył już w bardzo grzecznych słowach wyjaśniać, że to nie jego wina, że Candy była ofermą.- Mogę sama?
- Wpuszczamy tylko grupy.
- Pod odpowiednim kątem mogłabym uchodzić za dwie osoby - zauważyła rezolutnie, ale jej podniosły humor niestety nie był żadnym ratunkiem. Co innego okazało się nieco uratować sytuację. A raczej ktoś, bo jak się okazywało, nie tylko Candy stała w opozycji do jakiejkolwiek zasady punktualności (choć ona akurat po prostu zjebała, ustawiając się w złym miejscu, byłaby na czas).
Propozycję escape roomu w ramach wykorzystania biletu początkowo przyjęła raczej sceptycznie. No bo tak z obcym gościem? Nie wyglądał jak seryjny morderca albo ktoś, kto chodzi po parkach i obnaża się małym dziewczynkom, ale jednak ostatnimi czasy jakoś tak po dziurki w nosie miała facetów. Jeden z nich był złą, zdradziecką mendą, która złamała jej serce, więc miała chyba pełne prawo kręcić nosem na wszystkich?
Nie?
Serio?
No cóż.
-... na podstawie Sherlocka Holmesa - zakończył swój wywód grzeczny pan, którego prawie w ogóle nie słuchała. To ostatnie wystarczyło jej jednak, by uśmiechnęła się szeroko, kiwnęła głową, a potem wepchnęła stojącego obok niej spóźnialskiego mężczyznę do tego pokoju.
- Dobra, zgadzam się, może być escape room! - zawołała radośnie, pozwalając się zamknąć. Oparłszy ręce na biodrach, rozejrzała się z zadowoleniem. No dobra. - Byłeś w jakimś escape roomie? Bo ja nigdy.
Billy Harrington
a
a
#20 + Outfit
Billy kochał Escape Roomy. Te wszystkie zagadki w tematycznych pokojach sprawiały mu niesamowitą frajdę. Mógł wysilić raz na jakiś czas swój mały móżdżek i się zabawić. Po tych wszystkich horrorach, których naoglądał się w środku nocy miał trochę skrzywdzoną psychikę. Niby nie brał ich na poważnie, ale jak ktoś mu proponował zwiedzanie prawdziwego nawiedzonego domu, a nie takiego w parkach rozrywki to od razu odmawiał. Nie lubił pchać się w takie miejsca. No, chyba że jeden warunek był spełniony — wypił kilka głębszych na odwagę. Wtedy leciał pierwszy i krzyczał na tych co wleką się w tyle. Potem co prawda wydzierał się głośniej od dziewczyn, ale liczyła się zabawa. A taką mógł zagwarantować w swoim towarzystwie.
Szkoda tylko, że przed wyjściem Suzie postanowiła się zabawić i rozszarpać jedną z poduszek, które leżały jak zwykle na kanapie. Puch był dosłownie wszędzie, a kawałek poszewki znalazł nawet na żyrandolu. Już nawet nie zastanawiał się jak ona go tam wrzuciła. Widząc ten bałagan w ogóle nie myślał. Napisał do znajomych, że się chwilę spóźni i zabrał się za sprzątanie, bo gdyby zostawił to tak jak teraz jego ukochany pies odebrałby ten sygnał jako zgodę na rozszarpanie kolejnych, a tego przecież nie chciał. — Nie patrz tak na mnie. Narozrabiałaś księżniczko i nie dostaniesz smakołyków przez tydzień. Kara musi być. — mówił do psa, leżącego pod stołem i patrzącego na niego przepraszającym wzrokiem. Pewnie i tak po powrocie jej odpuści, ale musi dać jej sygnał, że tak nie wolno. — Co Ci ta biedna poduszka zrobiła, co kochanie? Masz zabawki, więc powinnaś się nimi bawić. Nie wiem co ty masz w głowie. — zaśmiał się, kręcąc przy tym głową i zbierając ostatnie kawałki poduszki. Zajęło mu to może z dziesięć minut? Na prom się nie spóźnił. Od przystani miał blisko, więc szedł sobie spokojnie spacerkiem, a kiedy dotarł na miejsce nie widział swoich przyjaciół. Na smsa nie odpisali, telefonów nie odbierali. Czyżby te chamskie mendy poszły tam bez niego? Oj zemści się. Tego mogą być pewni.
Ale co miał teraz stać i czekać na nich przez godzinę? A w życiu! Dlatego liczył, że uda mu się podczepić do jakiejś mniejszej grupki. Szkoda tylko, że jak na złość były same większe i pewnie odszedłby z kwitkiem, żeby zajadać największą watę cukrową jaką by znalazł, gdyby nie propozycja dwuosobowego Escape Roomu. I do tego ten Sherlock Holmes. No normalnie jego idol! I nie dlatego, że grali go Robert Downey Jr. i Benedict Cumberbatch. Kochał obie produkcje, ale niestety Benedict wygrywał, bo miał lepszego Moriarty’ego. No nie jego wina, że kochał gościa. Taki psychopata mógłby go porwać i przetrzymywać ile by chciał. No problem.
I tak trafił do zamkniętego pokoju z obcą babką, która go wepchnęła go środka chwilę wcześniej. A co to, sam nie umiał wejść?
— Byłem. Ale nie w takim. — odparł po chwili, rozglądając się. Od razu zauważył namalowaną żółtą buźkę. Jak miło, że trafili do pokoju od Benedicta. — Skoro mamy razem to rozwiązać, wypadałoby się poznać. Jestem Billy. — przedstawił się, wyciągając dłoń w jej kierunku.
Candy Villeda
Billy kochał Escape Roomy. Te wszystkie zagadki w tematycznych pokojach sprawiały mu niesamowitą frajdę. Mógł wysilić raz na jakiś czas swój mały móżdżek i się zabawić. Po tych wszystkich horrorach, których naoglądał się w środku nocy miał trochę skrzywdzoną psychikę. Niby nie brał ich na poważnie, ale jak ktoś mu proponował zwiedzanie prawdziwego nawiedzonego domu, a nie takiego w parkach rozrywki to od razu odmawiał. Nie lubił pchać się w takie miejsca. No, chyba że jeden warunek był spełniony — wypił kilka głębszych na odwagę. Wtedy leciał pierwszy i krzyczał na tych co wleką się w tyle. Potem co prawda wydzierał się głośniej od dziewczyn, ale liczyła się zabawa. A taką mógł zagwarantować w swoim towarzystwie.
Szkoda tylko, że przed wyjściem Suzie postanowiła się zabawić i rozszarpać jedną z poduszek, które leżały jak zwykle na kanapie. Puch był dosłownie wszędzie, a kawałek poszewki znalazł nawet na żyrandolu. Już nawet nie zastanawiał się jak ona go tam wrzuciła. Widząc ten bałagan w ogóle nie myślał. Napisał do znajomych, że się chwilę spóźni i zabrał się za sprzątanie, bo gdyby zostawił to tak jak teraz jego ukochany pies odebrałby ten sygnał jako zgodę na rozszarpanie kolejnych, a tego przecież nie chciał. — Nie patrz tak na mnie. Narozrabiałaś księżniczko i nie dostaniesz smakołyków przez tydzień. Kara musi być. — mówił do psa, leżącego pod stołem i patrzącego na niego przepraszającym wzrokiem. Pewnie i tak po powrocie jej odpuści, ale musi dać jej sygnał, że tak nie wolno. — Co Ci ta biedna poduszka zrobiła, co kochanie? Masz zabawki, więc powinnaś się nimi bawić. Nie wiem co ty masz w głowie. — zaśmiał się, kręcąc przy tym głową i zbierając ostatnie kawałki poduszki. Zajęło mu to może z dziesięć minut? Na prom się nie spóźnił. Od przystani miał blisko, więc szedł sobie spokojnie spacerkiem, a kiedy dotarł na miejsce nie widział swoich przyjaciół. Na smsa nie odpisali, telefonów nie odbierali. Czyżby te chamskie mendy poszły tam bez niego? Oj zemści się. Tego mogą być pewni.
Ale co miał teraz stać i czekać na nich przez godzinę? A w życiu! Dlatego liczył, że uda mu się podczepić do jakiejś mniejszej grupki. Szkoda tylko, że jak na złość były same większe i pewnie odszedłby z kwitkiem, żeby zajadać największą watę cukrową jaką by znalazł, gdyby nie propozycja dwuosobowego Escape Roomu. I do tego ten Sherlock Holmes. No normalnie jego idol! I nie dlatego, że grali go Robert Downey Jr. i Benedict Cumberbatch. Kochał obie produkcje, ale niestety Benedict wygrywał, bo miał lepszego Moriarty’ego. No nie jego wina, że kochał gościa. Taki psychopata mógłby go porwać i przetrzymywać ile by chciał. No problem.
I tak trafił do zamkniętego pokoju z obcą babką, która go wepchnęła go środka chwilę wcześniej. A co to, sam nie umiał wejść?
— Byłem. Ale nie w takim. — odparł po chwili, rozglądając się. Od razu zauważył namalowaną żółtą buźkę. Jak miło, że trafili do pokoju od Benedicta. — Skoro mamy razem to rozwiązać, wypadałoby się poznać. Jestem Billy. — przedstawił się, wyciągając dłoń w jej kierunku.
Candy Villeda
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Słysząc odpowiedź, kiwnęła głową z malującym się na ustach zadowoleniem. Idealnie, mieli w swoim duecie kogoś doświadczonego, czyli jego, oraz kogoś na maksa podekscytowanego, czyli ją. Takie połączenie na pewno gwarantowało zwycięstwo - i chociaż Candy nie miała bladego pojęcia, od czego miałaby zacząć, pozwoliła sobie już zrobić rundkę po całym pokoju. Zatrzymała się tylko na chwilę, pozwalając sobie jednocześnie na zawstydzoną minę, po której wróciła do bruneta i wyciągnęła rękę.
- Candy. To skoro ty już byłeś w escape roomie, Billy, to myślę, że uczciwym będzie, jeśli zostaniesz Sherlockiem, a ja zakręcę wyimaginowanego wąsa i przyjmę postać Watsona - zarządziła w mocno nie-watsonowym tonie, odwracając się na pięcie przodem do pokoju. Od czego powinni zacząć?
Od macania ścian? Wszak realia Sherlocka naszpikowane były tajemnymi przejściami, katakumbami i ujawnianiem ukrytych pokoi. Przyjrzała się więc wszystkich, skupiając szczególną uwagę na ramkach ze zdjęciami przedstawiającymi jakąś arystokrację z zamierzchłych czasów.
Spoko.
- Od czego zwykle się zaczyna w escape roomach? Są jakieś wprowadzenia, albo wciska się guzik i ktoś nam mówi, do czego mamy dążyć? Chodzi tylko o to, żeby wyjść, czy żeby po drodze też coś znaleźć? - spytała swojego Sherlocka, unosząc brew. Może zadawała nieco za dużo pytań, ale jednak była amatorką. A chciała wygrać. Jeśli coś miało jej skutecznie poprawić humor to świadomość tego, że mimo totalnego bagna w życiu potrafiła wygrać z pokojem.
Ciekawiło ją, czy specjalnie znaczenie faktycznie miało to, że pokój raczej oparto na wersji z Benedictem. Lubiła Cumberbatcha, ale jednak z jego udziałem kojarzyła głównie sceny z Doctorem Strange, sam zaś serial Sherlocka z z BBC nie był jej w pełni znany. Ale na pewno Billy ogarniał sprawę. Wyglądał... no, wyglądał na dość ogarniętego typka.
Billy Harrington
- Candy. To skoro ty już byłeś w escape roomie, Billy, to myślę, że uczciwym będzie, jeśli zostaniesz Sherlockiem, a ja zakręcę wyimaginowanego wąsa i przyjmę postać Watsona - zarządziła w mocno nie-watsonowym tonie, odwracając się na pięcie przodem do pokoju. Od czego powinni zacząć?
Od macania ścian? Wszak realia Sherlocka naszpikowane były tajemnymi przejściami, katakumbami i ujawnianiem ukrytych pokoi. Przyjrzała się więc wszystkich, skupiając szczególną uwagę na ramkach ze zdjęciami przedstawiającymi jakąś arystokrację z zamierzchłych czasów.
Spoko.
- Od czego zwykle się zaczyna w escape roomach? Są jakieś wprowadzenia, albo wciska się guzik i ktoś nam mówi, do czego mamy dążyć? Chodzi tylko o to, żeby wyjść, czy żeby po drodze też coś znaleźć? - spytała swojego Sherlocka, unosząc brew. Może zadawała nieco za dużo pytań, ale jednak była amatorką. A chciała wygrać. Jeśli coś miało jej skutecznie poprawić humor to świadomość tego, że mimo totalnego bagna w życiu potrafiła wygrać z pokojem.
Ciekawiło ją, czy specjalnie znaczenie faktycznie miało to, że pokój raczej oparto na wersji z Benedictem. Lubiła Cumberbatcha, ale jednak z jego udziałem kojarzyła głównie sceny z Doctorem Strange, sam zaś serial Sherlocka z z BBC nie był jej w pełni znany. Ale na pewno Billy ogarniał sprawę. Wyglądał... no, wyglądał na dość ogarniętego typka.
Billy Harrington
a
— Pewnie, mogę być Sherlockiem. Szkoda, że nie dali mi płaszcza ani fajki, ale chyba i bez tego sobie poradzę. — zaśmiał się, sprawdzając czy aby na pewno nie ma tu słynnego płaszcza, który mógłby sobie pożyczyć. Ale niestety miał pecha. Pewnie nie raz by im taki płaszcz zginął pomimo zamontowania wszędzie kamer. Ludzie czasami wiele potrafili zrobić, nawet będąc pod obserwacją, że aż sam był czasem w szoku.
Sam na początku nie wiedział od czego mają zacząć. Niby słuchał gościa, których ich tu wprowadził, ale niezbyt uważnie zbyt podekscytowany zabawą. Jednak nie widział wielkiego czerwonego guzika, który zacząłby zabawę, a zegar nad drzwiami póki co stał w miejscu. Nie wpadł na pomysł z macaniem ścian i obrazów, ale nie spodziewał się raczej po tym miejscu tajnych pokoi za biblioteczką czy kominkiem. Raczej wszystko będzie się rozgrywać w tym pokoju, no chyba że uda im się znaleźć naprawdę jakieś przejście.
— Na pewno musimy coś znaleźć. Chyba oboje nie słuchaliśmy zbyt uważnie tego miłego pana, który nas tu przyprowadził. Ale to chyba nie będzie problemem. — odparł, wzruszając ramionami. Wszystko powinno być jasne jak już usłyszą zagadkę. — Powinno być wprowadzenie. Poczekajmy. — powiedział i jak na zawołanie z telewizora przy kominku puścili filmik wprowadzający. Sherlock Holmes ma kłopoty i trzeba mu pomóc, wyszukując dowodów na jego niewinność. No pięknie. Ale o dziwo nie powiedzieli od czego zacząć. Jedynie mogli usłyszeć muzykę graną na… skrzypcach! — Skrzypce! Gdzie są? — rozglądał się po pokoju i znalazł je oparte o stojak obok kanapy. Podleciał do nich i zaczął je oglądać z każdej strony jednak na pierwszy rzut oka niczego nie zauważył. Dopiero kiedy zajrzał pod struny zobaczył napis „I O U”. — I Owe You. Jestem Ci winien… to nie ma sensu… — mruczał, chodząc po pokoju. Dopiero w części kuchennej zobaczył miskę z jabłkami. — Może sprawdź tą miskę, co? — zaproponował Candy, żeby nie stała tak i nie czuła się olana przez niego bo za bardzo się wczuł czy coś. Moriarty przecież wyciął ten napis na jabłku, a skoro nic nie pasowało to może tam ukryta była kolejna zagada?
Candy Villeda
Sam na początku nie wiedział od czego mają zacząć. Niby słuchał gościa, których ich tu wprowadził, ale niezbyt uważnie zbyt podekscytowany zabawą. Jednak nie widział wielkiego czerwonego guzika, który zacząłby zabawę, a zegar nad drzwiami póki co stał w miejscu. Nie wpadł na pomysł z macaniem ścian i obrazów, ale nie spodziewał się raczej po tym miejscu tajnych pokoi za biblioteczką czy kominkiem. Raczej wszystko będzie się rozgrywać w tym pokoju, no chyba że uda im się znaleźć naprawdę jakieś przejście.
— Na pewno musimy coś znaleźć. Chyba oboje nie słuchaliśmy zbyt uważnie tego miłego pana, który nas tu przyprowadził. Ale to chyba nie będzie problemem. — odparł, wzruszając ramionami. Wszystko powinno być jasne jak już usłyszą zagadkę. — Powinno być wprowadzenie. Poczekajmy. — powiedział i jak na zawołanie z telewizora przy kominku puścili filmik wprowadzający. Sherlock Holmes ma kłopoty i trzeba mu pomóc, wyszukując dowodów na jego niewinność. No pięknie. Ale o dziwo nie powiedzieli od czego zacząć. Jedynie mogli usłyszeć muzykę graną na… skrzypcach! — Skrzypce! Gdzie są? — rozglądał się po pokoju i znalazł je oparte o stojak obok kanapy. Podleciał do nich i zaczął je oglądać z każdej strony jednak na pierwszy rzut oka niczego nie zauważył. Dopiero kiedy zajrzał pod struny zobaczył napis „I O U”. — I Owe You. Jestem Ci winien… to nie ma sensu… — mruczał, chodząc po pokoju. Dopiero w części kuchennej zobaczył miskę z jabłkami. — Może sprawdź tą miskę, co? — zaproponował Candy, żeby nie stała tak i nie czuła się olana przez niego bo za bardzo się wczuł czy coś. Moriarty przecież wyciął ten napis na jabłku, a skoro nic nie pasowało to może tam ukryta była kolejna zagada?
Candy Villeda
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Gdy Billy rozglądał się za płaszczem, Candy akurat pozwoliła sobie otworzyć szafki w jakimś niewielkim biurku przy ścianie, przetrząsając puste kartki papieru i jakieś totalnie niepotrzebne pierdoły. O ile jeszcze mogła zrozumieć, że Sherlock miałby trzymać w swojej szufladzie niemal całą ryzę papieru do drukowania i fałszywie pozłacany monokl, to jednak figurka Napoleona była dziwna. Choć, gdy tak pozwoliła sobie na uruchomienie szarych komórek, potrafiła nawet zrozumieć, czemu mogła się w tym miejscu znaleźć.
Podskoczyła w miejscu, gdy zgodnie z przewidywaniami mężczyzny, telewizor przy kominku zapalił się i wprowadził ich pokrótce w fabułę. Gdy filmik szybko się skończył, Candy zmarszczyła tylko brwi. Tak zaczynały się escape roomy? Myślała, że może powiedzą gdzie zacząć, wskażą jakieś miejsce, przedmiot, cokolwiek. Wyglądało jednak na to, że podpowiedź rzeczywiście została ukryta, bo Billy nie tylko zdołał ją wyłapać (trochę przypał, że do jej głowy nawet nie przyszło skupiać się na dźwięku skrzypiec, które przecież tak kochała), ale też odnalazł w pokoju instrument. Wyglądało na to, że jednak nie musiała się martwić, że utkną tu i zawisną na ścianie hańby, bo Harrington całkiem nieźle sobie radził!
Słysząc rozważania Billego, przygryzła policzek od wewnątrz i zamyśliła się.
- Może to wiadomość od Moriartego? Zobacz, znalazłam figurkę Napoleona. Pewnie chodzi o to, że wrobił Sherlocka, tylko musimy znaleźć na to dowody - zauważyła, choć dało się w jej głosie wyczuć, że wcale tak tego pewna nie jest. Ostatecznie mógł to być fałszywy trop.
Grzecznie zawędrowała w stronę miski z owocami, przeglądając znajdujące się tam jabłka.
- Jedno z jabłek jest nadgryzione. Mamy w ogóle jakąś podpowiedź jakie zarzuty postawiono Sherlockowi? Może to jabłko to ma być nawiązanie do Królewny Śnieżki? - rozważała głośno, spoglądając raz po razie na Billego, jakby był w chwili obecnej źródłem odpowiedzi na wszystkie jej wątpliwości.- W ogóle w biurku były też puste kartki. Może pod jakimś światłem coś tam będzie?
Billy Harrington
Podskoczyła w miejscu, gdy zgodnie z przewidywaniami mężczyzny, telewizor przy kominku zapalił się i wprowadził ich pokrótce w fabułę. Gdy filmik szybko się skończył, Candy zmarszczyła tylko brwi. Tak zaczynały się escape roomy? Myślała, że może powiedzą gdzie zacząć, wskażą jakieś miejsce, przedmiot, cokolwiek. Wyglądało jednak na to, że podpowiedź rzeczywiście została ukryta, bo Billy nie tylko zdołał ją wyłapać (trochę przypał, że do jej głowy nawet nie przyszło skupiać się na dźwięku skrzypiec, które przecież tak kochała), ale też odnalazł w pokoju instrument. Wyglądało na to, że jednak nie musiała się martwić, że utkną tu i zawisną na ścianie hańby, bo Harrington całkiem nieźle sobie radził!
Słysząc rozważania Billego, przygryzła policzek od wewnątrz i zamyśliła się.
- Może to wiadomość od Moriartego? Zobacz, znalazłam figurkę Napoleona. Pewnie chodzi o to, że wrobił Sherlocka, tylko musimy znaleźć na to dowody - zauważyła, choć dało się w jej głosie wyczuć, że wcale tak tego pewna nie jest. Ostatecznie mógł to być fałszywy trop.
Grzecznie zawędrowała w stronę miski z owocami, przeglądając znajdujące się tam jabłka.
- Jedno z jabłek jest nadgryzione. Mamy w ogóle jakąś podpowiedź jakie zarzuty postawiono Sherlockowi? Może to jabłko to ma być nawiązanie do Królewny Śnieżki? - rozważała głośno, spoglądając raz po razie na Billego, jakby był w chwili obecnej źródłem odpowiedzi na wszystkie jej wątpliwości.- W ogóle w biurku były też puste kartki. Może pod jakimś światłem coś tam będzie?
Billy Harrington
a
No ten Escape Room zaczynał się inaczej niż wszystkie, ale czy to nie jest plus dla takich miejsc? Odrobina zaskoczenia. Plus skoro był powiązany z Sherlockiem musieli bardziej uruchomić szare komórki, niż podczas takiej ucieczki z więzienia. Ciekaw był jak wiele zagadek nawiąże do serialu. Dawno go nie oglądał, ale pamiętał chyba najważniejsze szczegóły, więc nie powinni polegnąć przynajmniej na samym początku, kiedy zagadki są jeszcze w miarę łatwe. Inaczej byłoby mu wstyd, a na ścianę hańby za cholerę nie chciał trafić. Nie jako fan, kiedy jego wszyscy znajomi o tym wiedzieli. Chyba by ich rozszarpał gdyby zaczęli się z niego nabijać.
Jednak ten Napoleon go zaskoczył. W serialu nie było żadnego nawiązania do Napoleona, więc może pomieszali trochę z książką? Popularny zabieg, żeby uczestnicy wykazali się wiedzą nie tylko z serialu ale i właśnie książek. Tylko czy on cokolwiek pamiętał? Jednak póki co próbował skupić się na jabłkach do których prowadził pierwszy trop, a figurką zajmą się później.
— Możliwe. Moriarty lubił czasem zostawiać wiadomości. Uwielbiam tą z Miss Me? — zaśmiał się, podążając za dziewczyną do miski z jabłkami. Pozwolił jej wszystkie przejrzeć, ale jedynie nagryzione jabłko niczego mu nie mówiło. Gdyby były na nim literki… Sięgnął po jabłko i przyjrzał się mu z każdej strony. Już chciał się poddać i iść do kartek, kiedy zauważył, że coś jest wepchnięte do środka jabłka. — Jeden trop prowadzi do drugiego. Może za chwilę dojdziemy do kartek. — odparł, rozdzielając jabłko na pół skąd wypadł mały kluczyk. Pokazał go Candy i razem mogli poszukać szuflady, którą mógłby otwierać. Dopiero przy łóżku znalazł szafkę z małą dziurką na klucz, którą otworzył i znalazł tam zapałki i świeczkę. Uniósł je do góry, zerkając na dziewczynę. — Chyba prędzej sprawdzimy te twoje kartki niż mi się wydawało. — stwierdził, idąc do biurka i i zapalając świeczkę. Jeśli dobrze myślał, kolejny trop musiał być napisany sokiem z cytryny, który ujawniał się pod wpływem ciepła. Bo co innego mogliby z tym zrobić? Rozpalić w kominku?
Candy Villeda
Jednak ten Napoleon go zaskoczył. W serialu nie było żadnego nawiązania do Napoleona, więc może pomieszali trochę z książką? Popularny zabieg, żeby uczestnicy wykazali się wiedzą nie tylko z serialu ale i właśnie książek. Tylko czy on cokolwiek pamiętał? Jednak póki co próbował skupić się na jabłkach do których prowadził pierwszy trop, a figurką zajmą się później.
— Możliwe. Moriarty lubił czasem zostawiać wiadomości. Uwielbiam tą z Miss Me? — zaśmiał się, podążając za dziewczyną do miski z jabłkami. Pozwolił jej wszystkie przejrzeć, ale jedynie nagryzione jabłko niczego mu nie mówiło. Gdyby były na nim literki… Sięgnął po jabłko i przyjrzał się mu z każdej strony. Już chciał się poddać i iść do kartek, kiedy zauważył, że coś jest wepchnięte do środka jabłka. — Jeden trop prowadzi do drugiego. Może za chwilę dojdziemy do kartek. — odparł, rozdzielając jabłko na pół skąd wypadł mały kluczyk. Pokazał go Candy i razem mogli poszukać szuflady, którą mógłby otwierać. Dopiero przy łóżku znalazł szafkę z małą dziurką na klucz, którą otworzył i znalazł tam zapałki i świeczkę. Uniósł je do góry, zerkając na dziewczynę. — Chyba prędzej sprawdzimy te twoje kartki niż mi się wydawało. — stwierdził, idąc do biurka i i zapalając świeczkę. Jeśli dobrze myślał, kolejny trop musiał być napisany sokiem z cytryny, który ujawniał się pod wpływem ciepła. Bo co innego mogliby z tym zrobić? Rozpalić w kominku?
Candy Villeda
mów mi/kontakt
kiitty#9373
a
Candy zastanawiała się, czy nie warto było jednak na pierwszy escape room wybrać czegoś z serii dla nowicjuszy. Z jednej strony wydawało jej się, że myśli dość logicznie (z naciskiem na wydawało się, ale jej wiara była iście ujmująca!), z drugiej z kolei zupełnie nie wiedziała, jak pewne wątki miałaby tu połączyć. Czy fakt, że jednak trochę bardziej kojarzyła postać z książek, a nie serialu, mogła wpłynąć negatywnie na odbiór całości? Może lepiej by jej poszło, gdyby to był pokój nawiązujący do Avengersów, w końcu przez swojego byłego znała te filmy na wylot i, mimowolnie, kolejne kaktusy nazywała imionami sławnych superbohaterów.
Gdy znalazł w jabłku kluczyk, otworzyła usta jak karp - no bo ej, serio tego nie zauważyła. Szczęśliwie nijak nie nawiązał do tego, że ewidentnie była ślepa jak golec piaskowy, więc udała, że w gruncie rzeczy po prostu zaplanowała to tak, żeby mieli równy wkład w odkrywanie różnych rzeczy. Tak, dokładnie, to była kwestia dobrego wychowania, nie mogła przecież wyjąć kluczyka, bo wyszłoby, że Watson próbuje prześcignąć Sherlocka. Mhm. Tak było.
- O, o, to biorę kartki! - zaszczebiotała szczęśliwie i pomknęła w stronę biurka, by już po chwili stać obok Billego z plikiem pustych stron. Podzieliła się po połowie z mężczyzną, po czym zaczęła swoją część delikatnie ogrzewać w cieple płonącego knota świeczki.- O, patrz, masz swoje "miss me?" - zauważyła, gdy na jednej ze stron pokazało się słynne zdanie. Na innej dostrzegła jakąś narysowaną buźkę. Jeszcze inna miała... krasnala? Krasnoludka? Dziwnego gościa w czapce? Był tak mały i znajdował się w samym rogu strony, że naprawdę zaczynała się czuć jak ten golec. Może to był najwyższy czas wybrać się do okulisty.
- A u ciebie coś się pojawiło?
Billy Harrington
Gdy znalazł w jabłku kluczyk, otworzyła usta jak karp - no bo ej, serio tego nie zauważyła. Szczęśliwie nijak nie nawiązał do tego, że ewidentnie była ślepa jak golec piaskowy, więc udała, że w gruncie rzeczy po prostu zaplanowała to tak, żeby mieli równy wkład w odkrywanie różnych rzeczy. Tak, dokładnie, to była kwestia dobrego wychowania, nie mogła przecież wyjąć kluczyka, bo wyszłoby, że Watson próbuje prześcignąć Sherlocka. Mhm. Tak było.
- O, o, to biorę kartki! - zaszczebiotała szczęśliwie i pomknęła w stronę biurka, by już po chwili stać obok Billego z plikiem pustych stron. Podzieliła się po połowie z mężczyzną, po czym zaczęła swoją część delikatnie ogrzewać w cieple płonącego knota świeczki.- O, patrz, masz swoje "miss me?" - zauważyła, gdy na jednej ze stron pokazało się słynne zdanie. Na innej dostrzegła jakąś narysowaną buźkę. Jeszcze inna miała... krasnala? Krasnoludka? Dziwnego gościa w czapce? Był tak mały i znajdował się w samym rogu strony, że naprawdę zaczynała się czuć jak ten golec. Może to był najwyższy czas wybrać się do okulisty.
- A u ciebie coś się pojawiło?
Billy Harrington
a
Sam pewnie gdyby trafił do miejsca nie związanego ze swoimi zainteresowaniami mógłby przegapić kluczyk ukryty w jabłku. No bo kto normalnie by o tym pomyślał? I kto w ogóle wpycha coś do jabłka, które w każdej chwili mogło się rozpaść? Ale skoro tak sobie to ustalili co mógł zrobić? Jedynie podążać za poszlakami i uparcie szukać w nich wskazówek, bo przecież skoro prowadzą na przykład do jabłek coś musiało w nich być.
— Dużo ich. — stwierdził, widząc plik kartek w dłoni Candy. Ale grzecznie przyjął od niej połowę i zaczął ogrzewać nad świeczką, szukając jakiejś zagadki. Wierszyka albo obrazka. Widział tylko obrazek czapki Sherlocka i jego fajki, ale nie wydawało mu się to związane z zagadką, bo ani czapki, ani fajki nie zauważył. Równie dobrze mogły być przedmiotami, które się znajdzie później i do czegoś im się przydadzą. Póki co nie poddawał się i dalej ogrzewał kartki nad ogniem.
— O kurde, rzeczywiście. — zaśmiał się, na dłużej przyglądając kartce z ulubionym tekstem Moriarty’ego. Ciekawe czy mógłby zabrać to do domu na pamiątkę? Pewnie nie, żeby kolejni uczestnicy też to znaleźli. Ale na dalszych kartkach nie zauważył niczego co mogłoby pomóc z rozwiązaniu zagadki. I już miał odpuścić, żeby poszukać gdzieś indziej kiedy w rogu zauważył jakieś napisy. W sumie nie tyle co słowa co cyfry. — 1854. Czy to nie jest rok urodzenia książkowego Sherlocka? — zapytał Candy, rozglądając się za cyframi, które odkryli. Ona powinna wiedzieć skoro musiała bardziej ogarniać książkę niż serial Czy musieli teraz znaleźć sejf? Albo odsunąć odpowiednie książki z danymi numerkami? — To ja poszukam tych cyfr tutaj, a ty obok kominka, ok? Nie koniecznie muszą być obok siebie w takiej kolejności, ale w razie coś możesz mnie zawołać jak coś znajdziesz. — zapewnił, szukając na półce przy biurku. Znalazł coś, ale brakowało mu piątki, więc odpadało. Może Candy będzie miała więcej szczęścia.
Candy Villeda
— Dużo ich. — stwierdził, widząc plik kartek w dłoni Candy. Ale grzecznie przyjął od niej połowę i zaczął ogrzewać nad świeczką, szukając jakiejś zagadki. Wierszyka albo obrazka. Widział tylko obrazek czapki Sherlocka i jego fajki, ale nie wydawało mu się to związane z zagadką, bo ani czapki, ani fajki nie zauważył. Równie dobrze mogły być przedmiotami, które się znajdzie później i do czegoś im się przydadzą. Póki co nie poddawał się i dalej ogrzewał kartki nad ogniem.
— O kurde, rzeczywiście. — zaśmiał się, na dłużej przyglądając kartce z ulubionym tekstem Moriarty’ego. Ciekawe czy mógłby zabrać to do domu na pamiątkę? Pewnie nie, żeby kolejni uczestnicy też to znaleźli. Ale na dalszych kartkach nie zauważył niczego co mogłoby pomóc z rozwiązaniu zagadki. I już miał odpuścić, żeby poszukać gdzieś indziej kiedy w rogu zauważył jakieś napisy. W sumie nie tyle co słowa co cyfry. — 1854. Czy to nie jest rok urodzenia książkowego Sherlocka? — zapytał Candy, rozglądając się za cyframi, które odkryli. Ona powinna wiedzieć skoro musiała bardziej ogarniać książkę niż serial Czy musieli teraz znaleźć sejf? Albo odsunąć odpowiednie książki z danymi numerkami? — To ja poszukam tych cyfr tutaj, a ty obok kominka, ok? Nie koniecznie muszą być obok siebie w takiej kolejności, ale w razie coś możesz mnie zawołać jak coś znajdziesz. — zapewnił, szukając na półce przy biurku. Znalazł coś, ale brakowało mu piątki, więc odpadało. Może Candy będzie miała więcej szczęścia.
Candy Villeda
mów mi/kontakt
kiitty#9373