Joseph Warren
Wyszli z dusznego, głośnego baru na niemalże pustą, nadmorską promenadę. Gwar Jimmy'ego został gdzieś w tyle, Grace nawet się nie obejrzała. Ledwo jej stopy dotknęły piasku, w którym praktycznie zapadła się mając na sobie buty na nie dużym, ale jednak wciąż widocznym obcasie, a Joseph okręcił nią niczym w tańcu. Spódnica zawirowała, tak samo jak kobieta, gdy wpadła w objęcia Warrena. Miał roziskrzone spojrzenie i szeroki uśmiech na twarzy, z trudem powstrzymała odruch, aby skupić się na jego źrenicach i przejrzeć, co próbuje ukryć pod pozorem upicia.
To nie tak, że wystarczyła chwila, aby dowiedzieć się wszystkiego. Grace nie była wszechwiedząca, wiedziała jak spojrzeć i czego szukać, resztę zaś mówił jej mężczyzna we własnej osobie; jego zachowanie, kontekst wypowiedzi, to, jakich słów używał i jak je dobierał ze sobą. Czegokolwiek więc nie podejrzewał, że udało się jej przejrzeć, tak naprawdę sam dostarczył jej odpowiedzi; na złotej tacy, pod sam nosek.
Pozwoliła, aby ją objął, a sama zaplotła jedną dłoń wokół jego ramienia. Szli brzegiem oceanu, gdzie piasek był bardziej udeptany przez tłumy, które przewijały się tędy codziennie. Wiało, miała na sobie cienką sukienkę i - o dziwo - nie odczuwała zimna. Ciepło, które bilo od mężczyzny zachęcało, aby się ogrzać w jego blasku. Nie miała nic przeciwko.
W ostatniej chwili, uskoczyli przed bardziej wzburzoną falą. Roześmiała się dźwięcznie na moment przystając na tle plażowego pejzażu.
- Kąpałeś się kiedyś nago w oceanie? - nie. To nie była propozycja, tylko zwykłe pytanie podyktowane ciekawością. Nie wiedziała o nim wiele, nie do końca też była pewna, czy chciała zmieniać postać tej rzeczy. Zbyt wiele niepewności oscylowało wokół ich dzisiejszego, przypadkowego spotkania, z którego prawdopodobnie wykluło się coś więcej niż wypicie dwóch drinków w swoim towarzystwie. Była to dla niej dość nowa sytuacja, gdyż na co dzień działała zgodnie z dobrze przemyślanym planem. Ten, na dzisiejszy wieczór, nie zakładał powrotu na noc do nie swojego domu.
Wykorzystując zaskoczenie, gdyż prawdopodobnie nie spodziewał się tego, o co zostanie zapytany, dodała:
- Zdradzisz mi jakie to wygórowane wymagania musiałam spełnić, abyś zaproponował mi tę przechadzkę? - a jednak. Pewne nawyki były silniejsze od niej.
a
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
#7 Grace Blackbird
Obrócił ją i odchylając w tył, podtrzymał pod szyją tak, że przechylona przez chwilę opierała się ciężarem ciała na ramieniu Josepha. Uśmiechnął się i przesunąwszy przez jej czoło i oczy, nos i usta na szyję dłonią, którą zatrzymał na dekolcie kobiety, ledwo dotykając opuszkami jej skóry, poderwał gwałtownie Grace i pocałował, wpijając się w jej usta; uśmiechał się wciąż i zsunąwszy lewą rękę z szyi, zatrzymał chłodną dłoń na lędźwiach kobiety. Docisnął do siebie jej ciało i wpatrując się w jej oczy..., odsunął, w najmniej spodziewanym momencie. Chwycił dłoń Grace; pocałował jej wierzch i palce – czy przypadkiem wziął w usta jeden i dotknął jego czubka koniuszkiem języka? Czy zrobił to z wyrachowaniem? Paznokieć stuknął w zęby z tępym pogłosem, który poniósł się po czaszce Josepha.
Szli udeptanym, ubitym tysiącami stóp brzegiem, wpatrując się w ocean i jasne światła Isla de Flores; nie podejrzewa wychodząc z Jimmy's, że kobieta uwiesi się na ramieniu, w które wtulała twarz, ale..., nie przeszkadzało to Josephowi; poczuł się młody, silny i zakochany, chociaż to nie mogło być to – przypomniały mu się te chwile małżeństwa, w których Laurence Blackbird był wspomnieniem z przeszłości i jeśli tylko zostałby w tej przestrzeni dalszej niż odległość odgradzająca od Magnolii, mogliby być nadal szczęśliwi..., ale Blackbird stał się cieniem, a Joseph nie lubił ludzi stających mu za plecami i zajmujących się tym, czym nie powinni się nigdy interesować. Wyrzucił z myśli żonę i popatrzył na Grace, która musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć na mężczyznę. Uśmiechnął się, dotknąwszy czubka jej nosa; wiatr był coraz mocniejszy, więc odgarnął włosy z twarzy i przeczesał je jej.
Odskoczyli od fali i Grace spytała czy kąpał się w oceanie nago; spodziewałby się każdego innego pytania..., po tym o czym mówili w barze, ale nie tego... Zaśmiał się i zerkając w stronę kobiety, zapytał:
– A ty? Ale nie..., nie miałem..., z kim – zawadiacko pokręcił głową i położywszy dłonie na jej biodrach, podszedł bliżej i powtórzył: – A ty? – Złapał ją za rękę i ruszyli brzegiem; Grace zapadała się, zakopywała jak siewnica, wywołując w nim uśmiech szczerej radości. Przeszli jeszcze kilka metrów i nie wytrzymał..., zaśmiał się i chwyciwszy mocno, wziął w ramiona Grace; była leciutka i czuł pod palcami jej żebra..., uniósł kobietę więc bez większego trudu. Oparł się czołem o jej szczękę i przysłuchując się oceanicznym falom rozbijającym się z hukiem o brzeg, odpowiedział:
– Jesteś..., to wszystko. Spotykamy..., nie często, ludzi i czujemy, że z tym mężczyzną, z tą kobietą chcielibyśmy przejść się i przyjrzeć światłom na wyspie. – Byli pod domem Josepha. – Nie udajesz nikogo – powiedział i wyciągnąwszy w jej stronę szyję, pocałował Grace. Fala uderzyła w brzeg zmywając urywające się ślady dwójki idącej brzegiem; czy sztorm miał się zacząć za chwilę?
18+
Czy trwał, trawiąc ciało i umysł Warrena, który podtrzymując kobietę jedną ręką, drugą starał się otworzyć drzwi pospiesznie..., nie tracąc chwili i nie rozdzielając ich ust. Niemalże wpadli do domu i zamknąwszy się w nim, odwrócił się do Grace; całowali się zachłanniej, kierując w stronę sypialni.
Obrócił ją i odchylając w tył, podtrzymał pod szyją tak, że przechylona przez chwilę opierała się ciężarem ciała na ramieniu Josepha. Uśmiechnął się i przesunąwszy przez jej czoło i oczy, nos i usta na szyję dłonią, którą zatrzymał na dekolcie kobiety, ledwo dotykając opuszkami jej skóry, poderwał gwałtownie Grace i pocałował, wpijając się w jej usta; uśmiechał się wciąż i zsunąwszy lewą rękę z szyi, zatrzymał chłodną dłoń na lędźwiach kobiety. Docisnął do siebie jej ciało i wpatrując się w jej oczy..., odsunął, w najmniej spodziewanym momencie. Chwycił dłoń Grace; pocałował jej wierzch i palce – czy przypadkiem wziął w usta jeden i dotknął jego czubka koniuszkiem języka? Czy zrobił to z wyrachowaniem? Paznokieć stuknął w zęby z tępym pogłosem, który poniósł się po czaszce Josepha.
Szli udeptanym, ubitym tysiącami stóp brzegiem, wpatrując się w ocean i jasne światła Isla de Flores; nie podejrzewa wychodząc z Jimmy's, że kobieta uwiesi się na ramieniu, w które wtulała twarz, ale..., nie przeszkadzało to Josephowi; poczuł się młody, silny i zakochany, chociaż to nie mogło być to – przypomniały mu się te chwile małżeństwa, w których Laurence Blackbird był wspomnieniem z przeszłości i jeśli tylko zostałby w tej przestrzeni dalszej niż odległość odgradzająca od Magnolii, mogliby być nadal szczęśliwi..., ale Blackbird stał się cieniem, a Joseph nie lubił ludzi stających mu za plecami i zajmujących się tym, czym nie powinni się nigdy interesować. Wyrzucił z myśli żonę i popatrzył na Grace, która musiała zadrzeć głowę, żeby spojrzeć na mężczyznę. Uśmiechnął się, dotknąwszy czubka jej nosa; wiatr był coraz mocniejszy, więc odgarnął włosy z twarzy i przeczesał je jej.
Odskoczyli od fali i Grace spytała czy kąpał się w oceanie nago; spodziewałby się każdego innego pytania..., po tym o czym mówili w barze, ale nie tego... Zaśmiał się i zerkając w stronę kobiety, zapytał:
– A ty? Ale nie..., nie miałem..., z kim – zawadiacko pokręcił głową i położywszy dłonie na jej biodrach, podszedł bliżej i powtórzył: – A ty? – Złapał ją za rękę i ruszyli brzegiem; Grace zapadała się, zakopywała jak siewnica, wywołując w nim uśmiech szczerej radości. Przeszli jeszcze kilka metrów i nie wytrzymał..., zaśmiał się i chwyciwszy mocno, wziął w ramiona Grace; była leciutka i czuł pod palcami jej żebra..., uniósł kobietę więc bez większego trudu. Oparł się czołem o jej szczękę i przysłuchując się oceanicznym falom rozbijającym się z hukiem o brzeg, odpowiedział:
– Jesteś..., to wszystko. Spotykamy..., nie często, ludzi i czujemy, że z tym mężczyzną, z tą kobietą chcielibyśmy przejść się i przyjrzeć światłom na wyspie. – Byli pod domem Josepha. – Nie udajesz nikogo – powiedział i wyciągnąwszy w jej stronę szyję, pocałował Grace. Fala uderzyła w brzeg zmywając urywające się ślady dwójki idącej brzegiem; czy sztorm miał się zacząć za chwilę?
Spoiler
Show
18+
Czy trwał, trawiąc ciało i umysł Warrena, który podtrzymując kobietę jedną ręką, drugą starał się otworzyć drzwi pospiesznie..., nie tracąc chwili i nie rozdzielając ich ust. Niemalże wpadli do domu i zamknąwszy się w nim, odwrócił się do Grace; całowali się zachłanniej, kierując w stronę sypialni.
- Ukrywanie treści: włączone
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Joseph Warren
Dosyć tego przesłuchania na dzisiaj; mogła brnąć w to dalej, odkrywając kolejne odpowiedzi, które dopasowywałyby się do obrazu całości, aczkolwiek wtedy nie oderwałaby się łatwo od dociekania oraz wyłuskiwania prawdy. Kiedy zaczynała, przepadała w tym kompletnie, zawsze dając z siebie wszystko, byleby tylko jak najwierniej odwzorować profil. Nie chciała tych podłych sztuczek stosować na Josephie. Hamowała odruch pociągnięcia go za język, kiedy już się odzywał, jak i nieustannego świdrowania jego lic, tak kusząco oddających to, o czym właśnie myślał. Żyła pracą, nie zostawiała jej na komendzie, gdy kończyła swoją zmianę i wychodziła do domu.
Dmuchnęła na kilka pasm, które przykleiły się jej do nosa oraz polików, pociągniętych zadziornie przez wiatr. Intrygowało ją to, dlaczego tak uparcie trzymał jej dłoń w swojej, jakby tworzyli zgraną parę od wielu lat, a znali się jeszcze dłużej; potrzebował bliskości, kogoś, do kogo zawsze będzie można wrócić. Kto ukoi zszargane przez nieciekawą przyszłość nerwy, kto... Stop. Potrząsnęła głową, celowo wystawiając twarz na coraz zimniejszy podmuch wiatru. Pomogło jej to zapanować nad rozbieganymi myślami. Zignorowała ich zawód i uśmiechnęła się do Josepha, który co tu dużo ukrywać - górował nad nią wzrostem i sam uśmiechał się tak, że miękły kolana.
- Tak, raz i nie, nie skończyło się to tak, jak właśnie sobie zasugerowałeś - dodała, puszczając mężczyźnie perskie oczko.
Przez chwilę, gdy szli przez bardziej usypianą piachem plaże, bawiła się jego palcami oraz dokładniej zapoznawała się z liniami papilarnymi, które żłobiły skórę wewnętrz dłoni. Był to ledwo co wyczuwalny dotyk, muśnięcie, delikatne łaskotanie.
Parsknęła, gdy ten podniosł ją z ziemi i uśmiechnął się bardziej drapieżnie. Nie była rozkapryszoną księżniczką, mogła bez szemrania pokonać ostatni odcinek nawet w butach na obcasie, ale skoro tego sobie życzył... Przesuwając czubkiem nosa po zaroście i wychłodzonej od wiatru skórze, zatrzymała się gdzieś pod jego brodą, ciepłym oddechem drażaniąc szyje. Była świadkiem, jak ta pokrywa się gęsią skórką.
- Skąd ta pewność? - zapomniała o odpowiedzi, gdy na dłużej wpiła się w jego usta, kreśląc esy i floresy na torsie mężczyzny.
Dosyć tego przesłuchania na dzisiaj; mogła brnąć w to dalej, odkrywając kolejne odpowiedzi, które dopasowywałyby się do obrazu całości, aczkolwiek wtedy nie oderwałaby się łatwo od dociekania oraz wyłuskiwania prawdy. Kiedy zaczynała, przepadała w tym kompletnie, zawsze dając z siebie wszystko, byleby tylko jak najwierniej odwzorować profil. Nie chciała tych podłych sztuczek stosować na Josephie. Hamowała odruch pociągnięcia go za język, kiedy już się odzywał, jak i nieustannego świdrowania jego lic, tak kusząco oddających to, o czym właśnie myślał. Żyła pracą, nie zostawiała jej na komendzie, gdy kończyła swoją zmianę i wychodziła do domu.
Dmuchnęła na kilka pasm, które przykleiły się jej do nosa oraz polików, pociągniętych zadziornie przez wiatr. Intrygowało ją to, dlaczego tak uparcie trzymał jej dłoń w swojej, jakby tworzyli zgraną parę od wielu lat, a znali się jeszcze dłużej; potrzebował bliskości, kogoś, do kogo zawsze będzie można wrócić. Kto ukoi zszargane przez nieciekawą przyszłość nerwy, kto... Stop. Potrząsnęła głową, celowo wystawiając twarz na coraz zimniejszy podmuch wiatru. Pomogło jej to zapanować nad rozbieganymi myślami. Zignorowała ich zawód i uśmiechnęła się do Josepha, który co tu dużo ukrywać - górował nad nią wzrostem i sam uśmiechał się tak, że miękły kolana.
- Tak, raz i nie, nie skończyło się to tak, jak właśnie sobie zasugerowałeś - dodała, puszczając mężczyźnie perskie oczko.
Przez chwilę, gdy szli przez bardziej usypianą piachem plaże, bawiła się jego palcami oraz dokładniej zapoznawała się z liniami papilarnymi, które żłobiły skórę wewnętrz dłoni. Był to ledwo co wyczuwalny dotyk, muśnięcie, delikatne łaskotanie.
Parsknęła, gdy ten podniosł ją z ziemi i uśmiechnął się bardziej drapieżnie. Nie była rozkapryszoną księżniczką, mogła bez szemrania pokonać ostatni odcinek nawet w butach na obcasie, ale skoro tego sobie życzył... Przesuwając czubkiem nosa po zaroście i wychłodzonej od wiatru skórze, zatrzymała się gdzieś pod jego brodą, ciepłym oddechem drażaniąc szyje. Była świadkiem, jak ta pokrywa się gęsią skórką.
- Skąd ta pewność? - zapomniała o odpowiedzi, gdy na dłużej wpiła się w jego usta, kreśląc esy i floresy na torsie mężczyzny.
Spoiler
Show
- Ukrywanie treści: włączone
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Blackbird
Spoiler
Show
- Ukrywanie treści: włączone
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Spoiler
Show
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Blackbird
Spoiler
Show
Nie było nic gorszego..., odór rozkładającego się ciała... Wbijał się w nozdrza mdlący i odurzający zapach; brudny, lepki i słodki pozostawał długo drażniąc człowieka. Policjanci wychodzili i "wyrzygiwali smród", nie mogąc patrzeć nawet na Josepha z twarzą przytkniętą przy twarzy martwego, opuchniętej jadem. C2H6S, którego..., nie czuł? Czuł..., uodpornił się tylko, mimo że nosił w umyśle uraz trwale upośledzający i utrudniający mężczyźnie funkcjonowanie; zapach parującego obiadu wywoływał w ludziach przyjemne, przyjazne skojarzenia, ale nie w Warrenie, który wyczuwał w nim tylko fetor rozkładu – upokorzenie i..., przerażenie, kiedy przełykał jedzenie i..., łzy, mieszające się z tym, co cofało się z żołądka. Był czas, kiedy martwą, zastygłą jak w wosku, twarz matki widział w każdym możliwym jedzeniu..., czasami nawet na czystym talerzu. Dług miał w rodzinie; zaciągnięty u brata..., zaciągnięty u bratowej... U bratanicy, nawet u córki. Najpierw Warrenowie pilnowali Josepha; Leah znosiła z nieziemską cierpliwością jego jęki i narzekania na kęsy oddzielone od siebie dziesiątkami minut..., bieganiem do łazienki i poceniem się, pojękiwałem i milczeniem. Płaczem... U Warrenów nauczył się dojadać; w końcu! Wszystko to, co bratanica zostawiała z płaczem, Joseph jadł stojąc i wpatrując się w ogród widoczny za oknem nad zlewem, do którego zwracał to, co nie było gładką masą. Potem dojadał po Lilii; gotując córce musiał próbować, więc nabrał kilogramów – zniknęły tak, jak zniknęła ona.
- Ukrywanie treści: włączone
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Spoiler
Show
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Blackbird
Spoiler
Show
- Ukrywanie treści: włączone
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Spoiler
Show
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Blackbird
Spoiler
Show
Ciemność... Ciasność... I jedynie ciepło odganiało skojarzenie, obrzydliwe skojarzenie z..., grobem..., wykopanym w pośpiechu — z przerażeniem w oczach, spojrzał na leżącą kobietę i w jego głowie..., nad mózgiem i pod skórą pokrywającą nagą, białą czaszkę rozbłysły tysiące płonących wątłym światłem iskier. Paliły Josepha; kolejne powiązanie z tym, o czym marzył, że zapomni. Przeszłość coraz bardziej upominała się wyjaśnienia od przyszłości. Nie mieli prawa żyć wolno okłamując i niszcząc życie ukochanych; dlatego Blackbird uciekła i dlatego umarła Lori. Dlatego niczego nie mógł ułożyć i utrzymać; wszystko to, co kochał i co cenił przeciekało Josephowi przez dłonie jak woda, czysta woda..., uciekało między palcami i ginęło w brudzie ulic, domów i jego umysłu. Nie mógł się skupić...
- Ukrywanie treści: włączone
- Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399
a
Spoiler
Show
grace warren
A better love you won't find today
I will show you love
I will show you love
mów mi/kontakt
kotpsot#2892
a
Grace Blackbird
Spoiler
Show
Wciskał w zagięcie szczęki i jej szczupłą, długą szyję, drżące wargi, poruszające się w przypominającym szelest, bezgłośnym szepcie przywołującym wspomnienia..., kolejne i kolejne myśli w głowie przeszywanej bólem. Pulsowanie w skroniach doprowadzało do obłędu; Joseph zaciskał powieki i nie odrywając głowy od Grace — całował jej skórę, przez którą prześlizgiwał opuszkami trzęsących się palców, szczelnie oplatających chude łopatki... Obsypywał muśnięciami pogryzionych do krwi warg policzki i jej włosy, w które wtulał twarz. Czuł... Trzęsła się, wtulając w jego ramiona a on? On wyrzucał z zaciśniętej krtani słowa, nie zastanawiając się czy ona mogła słuchać tego, co mówił? Czy w ogóle..., chciała?
Chwila..., po której powiedział:
–Umyłem i ubrałem matkę..., kazał... Nie mogłem się poruszyć, nie mogłem pomyśleć, więc... Chwycił za kark, zaciągnął w stronę łóżka i..., jeśli nie zrobiłbym tego, czego oczekiwał, skończyłbym tak, jak matka. Ciało było wiotkie..., ustąpiło to zesztywnienie, które ludziom wydaje się... – przytulał kobietę, przymykając oczy i otwierając je, starając skupić się na tym, że mówiła coś, co umykało otępiałemu umysłowi Josepha.
– To..., wychodzi pod powierzchnię skóry..., po śmierci Lori. Pali jak płomień..., ogień, który wygasiłem w głowie. Zobaczyłem moją córkę na stole w prosektorium i wróciło... Wszystko wróciło, Grace. – Popatrzył w oczy, w których nie widział przerażenia ani obrzydzenia. Z trudem złapał oddech — jej obecność...
– Wiem..., wiem, ale widzę w lustrze jego twarz i najgorsze jest to, że... – Czy powinien..., powiedzieć to, co nie pozwalało spać spokojnie? Co nie dotyczyło jego..., co dotyczyło jego brata? – Jacob ma jego charakter; widzę jak stara panować nad swoimi emocjami i hamować się, ale boje się..., boję się, że nie zapanuje nad agresją... Dostaję SMS-a w nocy..., bratanica napomyka tylko o kłótni i ich starciach, a ja jestem postawiony na nogi i kiedy nie odpisuje, wsiadam w samochód..., i jadę, denerwując się, co mogę zobaczyć wchodząc do domu. Jestem wykończony... – Wiedział, że nie powinien mówić o nich..., o Jacobie i jego żonie..., tylko że nie mógł udawać... Udawać, że nic się nie dzieje, kiedy działo się to, co mogło doprowadzić do tragedii — rodzina się rozpadała, rozsadzana kłamstwem, którym wmówili w siebie, że uchronią najbliższych.
– Okłamywaliśmy innych i okłamujemy samych siebie... To dlatego nie mam córki, to dlatego rozpadło się moje małżeństwo i dlatego za chwilę rozpadnie się małżeństwo Jacoba..., z jakim skutkiem? Opłakanym..., i łudzę się jedynie, że nie będę nigdy..., że nie będę prowadzić śledztwa w ich mieszkaniu. – Oparł czołem o czoło Grace i wpatrując się w jej źrenice, westchnął przymykając oczy i przyciskając do jej policzka kość policzkową.
Chwila..., po której powiedział:
–Umyłem i ubrałem matkę..., kazał... Nie mogłem się poruszyć, nie mogłem pomyśleć, więc... Chwycił za kark, zaciągnął w stronę łóżka i..., jeśli nie zrobiłbym tego, czego oczekiwał, skończyłbym tak, jak matka. Ciało było wiotkie..., ustąpiło to zesztywnienie, które ludziom wydaje się... – przytulał kobietę, przymykając oczy i otwierając je, starając skupić się na tym, że mówiła coś, co umykało otępiałemu umysłowi Josepha.
– To..., wychodzi pod powierzchnię skóry..., po śmierci Lori. Pali jak płomień..., ogień, który wygasiłem w głowie. Zobaczyłem moją córkę na stole w prosektorium i wróciło... Wszystko wróciło, Grace. – Popatrzył w oczy, w których nie widział przerażenia ani obrzydzenia. Z trudem złapał oddech — jej obecność...
– Wiem..., wiem, ale widzę w lustrze jego twarz i najgorsze jest to, że... – Czy powinien..., powiedzieć to, co nie pozwalało spać spokojnie? Co nie dotyczyło jego..., co dotyczyło jego brata? – Jacob ma jego charakter; widzę jak stara panować nad swoimi emocjami i hamować się, ale boje się..., boję się, że nie zapanuje nad agresją... Dostaję SMS-a w nocy..., bratanica napomyka tylko o kłótni i ich starciach, a ja jestem postawiony na nogi i kiedy nie odpisuje, wsiadam w samochód..., i jadę, denerwując się, co mogę zobaczyć wchodząc do domu. Jestem wykończony... – Wiedział, że nie powinien mówić o nich..., o Jacobie i jego żonie..., tylko że nie mógł udawać... Udawać, że nic się nie dzieje, kiedy działo się to, co mogło doprowadzić do tragedii — rodzina się rozpadała, rozsadzana kłamstwem, którym wmówili w siebie, że uchronią najbliższych.
– Okłamywaliśmy innych i okłamujemy samych siebie... To dlatego nie mam córki, to dlatego rozpadło się moje małżeństwo i dlatego za chwilę rozpadnie się małżeństwo Jacoba..., z jakim skutkiem? Opłakanym..., i łudzę się jedynie, że nie będę nigdy..., że nie będę prowadzić śledztwa w ich mieszkaniu. – Oparł czołem o czoło Grace i wpatrując się w jej źrenice, westchnął przymykając oczy i przyciskając do jej policzka kość policzkową.
joseph warren
I'll share my dreams And make you see
How your love I need
How your love I need
mów mi/kontakt
manul#1399