Ryder zaczął się trochę martwić o swojego kuzyna. Dawno się nie spotykali i jakoś tak naszło go myśl pewnego pięknego dnia, że odwiedzi swojego kuzyna w najbliższym czasie w jego domu, a mówiąc w najbliższym czasie miał na myśli, teraz dzisiaj, bo tak się składa, że miał na to czas. Dla rodziny zawsze miał czas, nie ważne co by robił. Cóż, wyjątkiem na pewno by była operacja, którą by przeprowadzał lub gdy asystował, ale to już jest inny kaliber sytuacji. Willoughby nawet jak go nie ma w pracy jest dostępny o każdej porę dnia i nocy pod telefonem. Wiele razy powtarzał na oddziale, że gdy zajdzie taka potrzeba mają niezwłocznie do niego dzwonić i przyjedzie, bo różnie bywa. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, ze nie jest nie zastąpiony. Nigdy, prze chwile nawet o tym nie pomyślał, bo nie jest jakimś narcyzem czy kimś takim. Jest tylko człowiekiem. Ale bywają w szpitalu takie przypadki, że po prostu pomoc drugiego człowieka jest niezbędna. Nie lubił być wzywany do takich przypadków, ponieważ zawsze to oznaczało coś złego, chyba nikt z jego kolegów tego nie lubił, ale wybrali taki zawód by pomagać i chronić życie tych małych i tych dużych, a czasami nie da się, bo obrażenia są zbyt rozległe, takie życie.
Nie chciał iść do swojego kuzyna z pustymi rękami, więc postanowił, że coś ugotuje dla niego, bo jak wiadomo Ryder lubi gotować. Nie było to nic wyjątkowego tylko odpowiednie wysmażone steki z ziemniakami i dobrą sałatką robioną oczywiście przez lekarza. Zanim wyszedł z domu sprawdził czy jego pupile mają wodę i w spokoju mógł wyjść ze swojego mieszkania i udać się do kuzyna. Wsiadł i pojechał pod odpowiedni adres. Z pakunkiem z rękach czekał, aż zostanie wpuszczony do mieszkania.
Neil Willoughby